Przeprowadzałem się o wiele częściej niż statystyczny Europejczyk. Tak często, że czasami mam trochę dość, ale być może bycie nomadem leży w mojej naturze. Praktycznie co weekend gdzieś podróżuję, jakbym nie umiał usiedzieć na miejscu. Mój kolega ukuł niegdyś termin "stasimofobia", którego pierwszy człon pochodzi z od starogreckiego wyrażenia oznaczającego stanie w miejscu. Stasimofobia to taki strach przed stanięciem w miejscu, przed spędzeniem dnia w domu, przed osunięciem się w rutynę. Coś w tym jest, bo zupełnie niedawno, kiedy po burzliwym okresie szukania pracy dostałem długoterminowy kontrakt, poczułem niemalże panikę... Jak to, do emerytury już mam być w jedym miejscu?
Za każdym razem kiedy zaczynamy życie w nowym miejscu, umysł otwiera się i uczy niesamowitej ilości nowych rzeczy. Począwszy od geografii (wczoraj z czystej ciekawości pojechałem do domu inną drogą niż zwykle żeby zobaczyć którędy prowadzi, zweryfikować niewyraźną mentalną mapę lokalnych dróg), poprzez charaktery ludzi, język, ceny w różnych supermarketach, itp, itd. Zauważam rzeczy których nigdy nie widziałem w poprzednim miejscu zamieszkania: jakie rośliny rosną na skarpie którą mijam po wyjściu z mieszkania, jak pieknie wygląda jakbłonka w sąsiednim domu albo jak piekny jest widok na niedalekie osiedle z pewnego miejsca na drodze do miasta. Jedym słowiem darzę nowe miejsce uwagą która jest potrzeba żeby je poznać. To daje świerzość spojrzenia, wibija z automatyzmu.
Kondycja "bycia debiutantem" stoi w oczywistej opozycji do bycia ekspertem, a jednak niesie ze sobą bardzo ważne jakości. Na przykład w fotografowanie kogoś niedoświadczonego w byciu modelem prowadzi do niespodzianek, do sytuacji nowych, odkrywczych, do zdjęć bardziej 'prawdziwych' bo nie wyćwiczonych. Cartier-Bresson powiedział kiedyś że nie może fotografować aktorów czy polityków bo oni zawsze pozują, znaczy nie da się w portrecie złapać prawdy o nich.
Być ekspertem znaczy kontrolować coś, na przykład, w przypadku aktora, swój wizerunek. Ale każdy wybitny ekspert wie, że istnieje margines błędu którego nie da się opanować. Mistrz skoków narciarskich nie wie, czy uda mu się pobic własny rekord, czy może nawet upadnie przy lądowaniu. Sarah Moon, wybitna paryska fotografka mody, nie wie kiedy zrobi 'to' zdjęcie. Nie umie go sobie nawet wyobrazić! I tylko kiedy nie wiemy, nie kontrolujemy, otwieramy się na cos wiekszego od nas, ponad nami, co byc może paradoksalnie, choć nas przerasta, tkwi w nas i pozwala nam dokonać kroku w przód, dokonać małej lub wiekszej ewolucji.
Medytacja polega na siedzeniu w bezruchu, w odpowiedniej pozycji. Tak ją definjuje Shunryu Suzuki (nie mylić ze słynnym D. T. Suzukim) w swojej książce "Zen Mind, Beginners' Mind". Po kilku identycznych siedzeniach (ta sama godzina, ta sama długość siedzenia), łatwo orientujemy sie że nie są one żadna miarą identyczne. Trzeba tylko uważnie obserwować co się dzieje z naszym ciałem i umysłem a te podlegają ciągłym zmianom. Każda medytacja to zanurzenie się do innej rzeki, jak u Heraklita.
No i miłość, miłość może byc tylko nieekspercka, niewyćwiczona...
Przypis: opowieści Sary Moon i Henri Cartier-Bressona pochodzą z wyśmienitej serii "Stykówki" wyprodukowanej przez arte.