Zaprosili mnie no więc lecę. Ciągle nie wiem do końca po co im prezentacja w temacie który zamknałem kilka lat temu. Lot do US przypomina wyprawę na inną planetę. Po drobiazgowej kontroli dokumentów (paszport, ESTA, Covid) zabierają mnie do specjalnej strefy lotniska, takiej której nigdy jeszcze nie widziałem. Schodzi się pod ziemię, znika szwajcarski blichtr, pojawia się beton, kurz na mocarnych rozpornikach będących elementem fundamentów. Potem jest jazda automatycznym pociągiem poprzez ciemny tunel. W pewnym momencie na specjalnie zsynchronizowanych ekranach na ścianie tunelu wyświetla się idylliczny szwajcarski krajobraz dający złudzenie patrzenie przez okno na Alpy. Przymiły głos Heidi zachwala kraj który własnie opuszczam. Krótki spektakl kończy się zamuczeniem krowy. Trzeba się uśmiechnąć. Ameryka nie może brać Szwajcarii za bardzo na serio, bo tutaj były, a może wciąż są, ukryte konta miliarderów i gangsterów. Oczywiście nadziany amerykański turysta który stanowi ważne źródło dochodu nie o tym ma pamiętać.
Na specjalnym terminalu nawet ludzie są inni, amerykańscy. Otwarci, pełni energii i ekpresji własnej osoby. Europejczycy wydają się trochę stłamszeni i zakompleksieni, nawet jeśli są to komplekty elegancji i wyższej kultury. Podróżnicy często ubrani ekstra wygodnie, na przykład w trochę zbyt obszerne spodnie, no bo czeka nas przeszło 10 godzin lotu. No i oczywiście samoloty są duże, transatlantyckie.
Ameryka i Europa to dwie twarze Zachodu. Bardzo różne od siebie, o bardzo skomplikownej relacji a jednak z elementem dopełniania się.
No comments:
Post a Comment