Saturday, 21 December 2024

Grudniowa kondycja AI

Zapadł zmrok i skończył się najkrótszy dzień roku. Przesilenie zimowe, święta za pasem. Dziewczyna w kantynie, szczupła, trochę wyschła neapolitanka, z radością mówiła o ostatnim dniu pracy. Przysłowiowym rzutem na taśmę zrobiliśmy ostatnie pomiary z moim genialnym studentem. Wyniki bardzo interesujące bo trudne do zinterpretowania.

To niewątpliwie jest rok AI. Nagle wszyscy dookoła używają najróżniejszych narzędzi które ułatwiają pracę. ChatGPT generuje miłe odpowiedzi na maile, poprawia styl artykułów naukowych, NotebookML streszcza owe artykuły, Connected Papers sprawdza kto pracuje nad podobnymi zagadnieniami, Ollama oferuje zabawę z modelami LLM offline, itp, itd,  Codziennie nowe narzędzia. Rewolucja w całej krasie. Wypadałoby poświęcać więcej czasu na zapoznawanie się z nowymi narzędziami niż na pracę samą w sobie.


Monday, 25 November 2024

Stary kraj

Krótka wizyta w starym kraju. Mętna od dymu z kopciuchów atmosfera śląskiego miasteczka, ponure opowieści o ciężkiej doli narodu polskiego. Wszyscy chcieli nas wymordować: Niemcy, Ruscy, Ukraińcy, Żydzi no i oczywiście Big Farma. A każdy na swój sposób, począwszy od wschodnich brutalnych tortur w których lubowali się banderowcy, poprzez niemiecką pedantyczność w dokumentowaniu każdej zużytej puszki Cyklonu B po chytre trucie wody będące ponoć specjalnością starszych braci w wierze. 


W takiej atmosferze, starannie podsycane algorytmami youtuba, powstają najróżniejsze sekty. Moja rodzinna występuje pod nazwą ProCognito, głosi tezy o słowiańskim pochodzeniu miłującego pokój Chrystusa, o biblijnych dowodach na to że obcy z innych planet pomogli Narodowi Wybranemu przejść przez pustynię produkując mannę w reaktorach jądrowych a w piwnicznym warsztacie zajmuje się produkcją suplementów diety w warunkach którym daleko jest do aptecznych.

Z racji zawodu mam więcej styczności z "alternatywną fizyką" niż "alternatywną medycyną" ale zauważam wiele podobieństw. Frustracja obecnym stanem zinstytucjonalizowania wiedzy (oraz innych elementów życia), bezpardonowa gra o kasę prowadzona przez tych najbogatszych, opływających w miliardy, odbijająca się czkawką etyka pracy i sukcesu społeczeństwa industrialnego (lub postindustrialnego) no i nadchodzący kryzys geopolityczny i demograficzny. Wszystko to skłania do kontestacji dotychczasowych metod naukowych, do prób zupełnego wywrócenia gmachu wiedzy i obecnych podstaw społecznych. 

W fizyce, przynajmniej niektóre z tych alternatywnych prób rewolucji bywają interesujące. Nowe idee, rzeczy o których się wcześniej nie pomyślało w dany sposób, jeśli tylko przejdą pewien podstawowy próg dzielący świat myśli od świata nonsensu, warte są rozważenia, nawet jeśli i tak zostaną odrzucone. Moje główne problem z różnymi "alternatywnymi medycynami" to są wywody kpiące sobie z podstawowych praw statystyki i logiki, które na prawdę nie są czymś dobrowolnym a podstawą jakiejkolwiek ludzkiej działalności intelektualnej. "Alternatywna nauka" jest mieszanką faktów z dużą dozą dopowiedzeń, fantazji które mają łączyć te fakty w spójną historię ale które, niestety, pozostają fantazjami, niezależnie od tego w jak bardzo przekonujący się o nich opowiada.

Monday, 14 October 2024

Ontologia czasu

Dwanaście fundamentalnych fermionów - cząstek materii, dwanaście ich antycząstek, cztery oddziaływania między nimi wszystkimi oraz osobliwy bozon Higgsa -  taki obrazek fizycy sprzedają szerokiej publiczności na licznych prelekcjach czy wystawach. Jest to powtarzane taka ilość razy, że większość z ludzi profesjonalnie zajmujących się fizyka, zwłaszcza eksperymentalną fizyką cząstek, tak właśnie widzi świat i to mimo przejścia kursów mechaniki kwantowej i fizyki teoretycznej na uniwersytetach. A tymczasem jest to bzdura.

Fizyka, i to ta z przełomu XIX i XX wieku, daje nam obraz świata o wiele bardziej fascynujący i wciąż pełen nieodkrytych związków i wart eksploatacji. W pewnym sensie niemalże wszystko co jest fascynujące w fizyce powstało w tamtym okresie. Przykładem eksploracji i rozwoju tamtych idei jest ten artykuł z 2017 roku:

https://www.worldscientific.com/doi/abs/10.1142/9781786341419_0009

Autor (mój kolega z pracy!) pokazuje jak spojrzeć na fizykę z zupełnie innej, filozoficznej perspektywy. Proponuje szereg interesujących acz zapewne kontrowersyjnych idei i układa je w jeden zwarty, niemalże kompletny system. Postuluje na przykład że przestrzeń nie jest pojęciem fundamentalnym. Jest bytem  emergentnym, powstającym w wyniku interakcji bytów abstrakcyjnych, bardziej fundamentalnych.  Elektromagnetyzm powstaje razem z przestrzenią i to jest zgodne z intuicją którą daje nam szczególna teoria względności. No bo stałość prędkości światła w różnych układach odniesienia nie jest cechą światła, ale cechą samej czasoprzestrzeni. Szczególna teoria względności łączy elektromagnetyzm z czasoprzestrzenią tak samo jak z czasoprzestrzenią łączy się grawitacja, choć zasady są zupełnie inne. Oddziaływania jądrowe wydają się jedynymi dla których czasoprzestrzeń jest tylko i wyłącznie "sceną" na której dzieją się procesy fizyczne i w tym sensie są zupełnie inne od grawitacji i elektromagnetyzmu. 

Czytało się ten artykuł jak dobrą powieść...


Saturday, 24 August 2024

Końcówka lata

Jest 23 sierpnia, ale lato zaczęło kończyć się już jakiś tydzień temu. To była taka seria zdarzeń nastepujących po sobie w dość szybkiej kadencji. Najpierw był spektakl wielkiej, letniej burzy. Wróciłem z pracy a na horyzoncie były ciemniejsze chmury. Panował wielki spokój, z tych pełnych napięcia. Potem się zaczęło. Ulew i niemalże wichura a ciężkie chmury raz po raz rozjaśniały błyski. Spadały masy wody. Następnego dnia poranek był rześki i chłodny. Od tego momentu już wszystkie poranki, aż do następnego lata, miały być rześkie.

Jakoś tuż przed albo tuż po wielkiej burzy pojawiły się duże, ospałe muchy z gatunku tych, które można dopaść niemalże bez packi. Miało się wrażenie że są w końcówce życia, toteż nawet nie były zbyt wkurzające. Pewnego dnia okoliczni rolnicy rozrzucili nawóz na polach. Tego wieczora śmierdziało i pojawiło się dużo innych owadów. Tylko świerszczy jest jakoś mniej niż w zeszłych latach.

To jest taka niemal podręcznikowa zmiana sezonów. Liście już zaczęły delikatnie żółknąć. Znowu można myśleć o zaparzaniu herbaty. Jest trochę smutno, no bo jak to, już koniec lata, frenetycznego lata pełnego wakacji, swobody, spania na tarasie i niewykorzystanych okazji? Z drugiej strony jesień przynosi przecież wytchnienie, spokój, refleksję. Takie są pory roku.

Parę dni temu wracałem przez przełęcz Furka. Nie padało, ale momentami wjeżdżało się w gęste chmury. Na 2400 metrach nie mogło być ciepło. Temperatura spadła do 10-ciu stopni i powiewało. Ah, cudowne góry.  Zatrzymałem się przy słynnym hotelu Belvedere, obecnie od paru lat zamkniętym na cztery spusty. Po drodze było kilka innych budynków na sprzedaż. Mimo że Furką jeździ mnóstwo turystów, to nikt nie pragnie zostać na noc. Topnieją lodowce, ludzie są średnio starsi, mają mniej pieniędzy i oczekują większej wygody niż mogą im zaoferować spartańskie górskie hotele. Nadchodzi jesień... jesień Europy.


Friday, 9 August 2024

O czasie

Czytam sobie taką małą książeczkę Etienna Kleina o czasie: "Le facteur temps ne sonne jamais deux fois" Jak to przetłumaczyć? "Listonosz czas nigdy nie dzwoni dwa razy"? Hm... mniejsza o tytuł, ale sama książeczka pełna jest ciekawych obserwacji, myśli z gatunku tych, które niby każdy, szczególnie fizyk, powinien już kiedyś wygenerować we własnej głowie, ale jednak warto je usłyszeć "wypowiedziane na głos" i to przez znanego profesora. Na przykład:

1. Czas uosabia zmienność a jednocześnie jest coś stałego i niezmiennego w jego upływie (nie zatrzymuje się nigdy).

2. Czas, jako byt, nie ma właściwości kierunku, to znaczy wszystkie podstawowe równania są symetryczne względem zmiany kierunku upływu czasu. Strzałka czasu jest definiowana przez zjawiska,  zdarzenia i to te dziejące się masowo. Strzałka czasu definiowana jest przez fizykę statystyczną.

3. Ruch inercjalny w mechanice klasycznej jest bardzo podobny do bezruchu - mimo że obiekt się porusza to nie dzieje się nic. Stąd równoważność wszystkich układów inercjalnych. I to był punkt startowy dla matematyzacji fizyki.

4. Nasze rozumienie świata opiera się na hipotezach, które, zdaniem Boltzmanna, są obrazami rzeczywistości które sobie konstruujemy w głowie. Dopiero mechanika kwantowa przedstawia świat który nie może być obrazem. Świat niewyobrażalny!

I tak dalej. Mała książeczka a dużo treści. Może trochę mi brakuje rozwinięcia tematu kolapsu funkcji falowej w determinowaniu strzałki czasu.

Etienne Klein jest fizykiem i filozofem nauki. Kolega z pracy miał okazję być na jego wykładzie i bardzo mu się podobało.

Dobrze byłoby mieć tą książeczkę po polsku. Co prawda mamy niezłe książki na przykład Dragana, ale moim zdaniem Etienne pisze świetnie i nieszablonowo.


Saturday, 3 August 2024

Zmienne kanoniczne

Jesteśmy na półmetku lata i czuć już zmęczenie słońcem i upałami. Czuć też pewne przesilenie. Dni są zdecydowanie krótsze niż na początku frenetycznego lipca. Gdzieś na horyzoncie pojawia się wizja przyjemnych październików i aż-za-zimnych listopadów. Wizja ta jest trochę nieprzyjemna, bo jej perspektywy nagle to całe wyczekiwane wakacyjne lato okazuje się że było krótkie. Ciekawe jak zmienność pór roku wpłynęła na naszą cywilizację.

W przeciwieństwie do większości znanych mi osób nie lubię spać przy zamkniętych okiennicach, toteż z ulgą konstatuję te dłuższe i chłodniejsze noce, bo oznaczają one lepszy sen. Lepszy sen, powrót wspomnień i życia wewnętrznego, które ma tendencje do zanikania kiedy spędza się wakacje na plaży.

Wspominam studia, fascynujące wykłady profesora Staruszkiewicza z mechaniki klasycznej. To chyba on wprowadził pojęcie zmiennych kanonicznych. Długo nie mogłem pojąć czemu używa się słowa 'kanoniczne' do nazwania parametrów takich jak położenie i pęd. Przeszkadzała mi oczywiście konotacja religijna: 'kanoniczne' miało, i ma, bardzo specyficzny wydźwięk. Istnieje na przykład prawo kanoniczne, z którym przecież zmienne kanoniczne nie mają nic wspólnego. Zmienne kanoniczne to kolejny przykład jak niektóre nazwy używane na przykład w fizyce konfundują studentów i utrudniają edukację. I zostają w głowie jako problem przez dziesiątki lat.

Zmienne kanoniczne to zbiór pędów i współrzędnych elementów układu fizycznego potrzebne do jego opisania w Hamiltonowskim formalizmie starej dobrej newtonowskiej mechaniki klasycznej. To pewnie nadal dość skomplikowane wyjaśnienie, spróbujmy inaczej. Przymiotnik kanoniczny oznacza formę, sposób ekspresji praw przyrody, który jest najprostszy do pojęcia. No bo można wymyślać różne skomplikowane zmienne do opisu danego systemu, ale najlepiej jest użyć zmiennych najprostszych.

W mechanice Hamiltonowskiej pęd i położenie są kanonicznie sprzężone, co oznacza że można zamienić je miejscami w równaniach Hamiltona: 

(p to pędy, q to położenia a H to tak zwany Hamiltonian, czyli funkcja pędów i położeń opisująca energię układu fizycznego).
Tutaj powoli zaczyna się ukazywać magia fizyki. Kanonicznie sprzężone zmienne są ze sobą powiązane transformatą Fouriera, a to oznacza że tworzą pary podlegające zasadzie nieoznaczoności Heisenberga. Co więcej, podlegają one twierdzeniu Noether! Kilka dni temu uświadomiłem sobie te wszystkie relacje i nie mogę się im nadziwić. Co więcej okazuje się że te fundamentalne fakty, znane od około 100 lat, były już wielokrotnie 'mielone' przez wybitne umysły w oczekiwaniu jakiegoś oświecenia, ale chyba nic takiego w ciągu tych 100 lat nie nastąpiło.
A może jest dokładnie odwrotnie? Oświecenie, najprawdopodobniej, nie jest aktem umysłu. Może dopiero zaprezentowanie umysłowi takich relacji i faktów które go jakoś przekraczają jest drogą fizyków do oświecenia, jest narzędziem... jak koany w tradycji zen?
Czy pies ma naturę Buddy? Czy profesor Staruszkiewicz osiągnął oświecenie myśląc o zmiennych kanonicznie sprzężonych? 


Friday, 28 June 2024

Luźne myśli w przedlipcowy poranek

Już jest, już nadszedł, jak co roku zupełnie niespodziewanie, ten moment kiedy padają pytania o wakacje. "Kiedy wyjeżdżasz, na jak długo". Jest końcówka czerwca, w niektórych miejscach wakacje szkolne już się zaczęły, w innych zaczną się za chwilę. Coraz trudniej znaleźć dogodny dla wszystkich termin na grilla czy wyjście na piwo.

Kalendarzowe lato zaczęło się tydzień temu i wreszcie, nawet w szwajcarskim Wasserschloss, zrobiło się ciepło, choć na szczęście nie tropikalnie. Za to wilgotność powietrza jest zupełnie tropikalna. W "fabryce", jak mawia Jacek, elektronika szwankuje dużo częściej niż byśmy sobie tego życzyli. 

Zwłaszcza poranki są bardzo przyjemne. Lekki, jakże pożądany chłód, cisza wypełniona jedynie odległym acz intensywnym szumem progu wodnego na rzece wypełnionej rwącą wodą. Tak, dużo padało w ostatnie miesiące. Wyjątkowo dużo.

Alternatywne logo dla ChataGPT, by ChatGPT.
Popijam kawę, czekam na przyjazd podróżującej przyjaciółki która niedawno wróciła z niesamowitej wyprawy do Azji Środkowo-Wschodniej. Mrówki pracowicie badają powierzchnię ogrodowej donicy. Tyle się dzieje w życiu. Czy bóg ma cos w rodzaju życia? Czy wstaje rano, robi sobie kawę, ma "strumień myśli", czuje się trochę samotny, oczekuje na wizytę przyjaciela? Poza nielicznymi naiwnymi poetami oraz dziećmi, nikt chyba nigdy nie wyobrażał sobie boga w ten sposób. Stan boga przypomina raczej medytację skrzyżowaną z ChatemGPT oraz elementem sprawczym. Bóg jest wszędzie obecny, cały czas, wszystko widzi, wszystko ma pod swoją opieką. Jest pozahistoryczny, prawda? W związku z tym nie może posiadać aspektu życia. Zupełnie jak ChatGPT albo Budda w stanie wiecznej nirwany. Musimy przyzwyczaić się do myśli że są istoty w kondycji tak zupełnie różnej od cywilnej, ludzkiej.

Historię ChataGPT mniej więcej znamy. To ta niesamowita rewolucja dziejąca się teraz, na przestrzeni ostatnich dwu lat. Ale jak, tysiące lat temu, odkryto medytację? Czy odkryta zostałaby ona teraz? Mam wrażenie że medytacja jest bliska temu momentowi kiedy rodziło się człowieczeństwo. Świadomość. Czy teraz jesteśmy za daleko od natury? Czy teraz, z powodu rozwoju intelektu, nie tylko nie odkrylibyśmy medytacji ale też o wiele trudniej jest ją praktykować?


Tuesday, 25 June 2024

Noc Kupały 2024

Księżyc w pełni świecił z taką intensywnością, że kiedy ocknąłem się z drzemki pomyślałem że to policyjna latarka albo szperacz. No ale źródło światła było od strony pola niedojrzałej jeszcze pszenicy, więc to nie mogła być policja ani kombajn zbożowy. Próbowałem znowu spać ale z kiepskim skutkiem. Zdawałem sobie sprawę z tego, że następnego dnia będę niewyspany, ale tak to już bywa w te najkrótsze noce. 



O piątej było już całkiem jasno. Szyby były pokryte od środka grubą warstwą skondensowanej wody. Taka pradawna, cierpliwa rosa na nowych, nowoczesnych ludzkich wynalazkach. Dwa światy.  





Mgły podnosiły się, stwarzały się, z porannego chłodu i wszechobecnej wilgoci. Niebo jaśniało na wschodzie. Moje pierwsze słowa, wyszeptane w poczuciu nieobecności tych śpiących w ciepłej pościeli, były: "ten poranek zasługuje na sesję fotograficzną".

 


 








Tuesday, 18 June 2024

Duchowość a nauka

Z rekomendacji kolegi po fachu przeczytałem "The Sleepwalkers - A History of Man's Changing Vision of the Universe" Arthura Koestlera. Książka ma swoje lata, bo pierwsze jej wydanie było w 1959 roku. Od tego czasu pewnie trochę się zmieniło w naszej wiedzy o wiekach średnich, ale esencja pozostaje niezmieniona: starożytni Grecy (a dokładnie Arystarch z Samos) w III wieku p.n.e. ukuli pierwszą hipotezę świata heliocentrycznego, która została tak skutecznie wyparta z ludzkiego umysłu że przez następne dwa tysiące lat, aż do Kopernika i Keplera, rzesze "astronomów" wolały marnować życia na obliczaniu epicykle zamiast pomyśleć jak naukowcy. Coś zupełnie nie do pomyślenia teraz, kiedy nauka non stop szuka nowych interpretacji i wiecznie weryfikuje nawet już dość dobrze znane prawa.

Ale prawdę mówiąc co innego przykuło moją uwagę. Koester pisze że Pitagorejczycy, dwieście czy trzysta lat przed Arystarchem, byli pierwszymi, którzy patrzyli na świat przez pryzmat matematyki. "Nobody before the Pythagoreans had thought that mathematical relations held the secret of the universe. Twenty-five centuries later, Europe is still blessed and cursed with their heritage. To non-European civilizations, the idea that numbers are the key to both wisdom and power, seems never to have occurred."

Pitagorejczycy w matematyce widzieli wymarzoną Syntezę, pojedyńczą "teorię" opisującą wszystko. Na dodatek nie była to sucha matematyka, ale religia oferująca tajemnicę stworzenia. "At the highest level katharsis of the soul is achieved by contemplating the essence of all reality, the harmony of forms, the dance of numbers. ‘Pure science’ – a strange expression that we still use – is thus both an intellectual delight and a way to spiritual release; the way to the mystic union between the thoughts of the creature and the spirit of its creator."

Przypominają mi się moje pierwsze fascynacje mechaniką kwantową, kiedy z wypiekami na twarzy czytałem popularnonaukowe książki a dyskretyzacja energii, kontemplacja faktu istnienia orbitali, były przeżyciami duchowymi. Podobnie było parę wykładów na Uniwersytecie, na przykład profesora Staruszkiewicza który przez godzinę, na czterech slajdach pokazywał jak wyliczyć masę elektronu albo Białasa który pokazywał jak istnienie bozonu Higgsa wynika z podstawowych zasad mechaniki kwantowej. Większość życia spędziłem dokonując zupełnie innych, trywialnych i praktycznych obliczeń, ale czy do kościoła chodzi się codziennie czy tylko do święta?

Oczywiście z jakiegoś powodu od prawdziwej Syntezy wymaga się niezmienności, a tego o fizyce nie można powiedzieć, coś tam się wciąż dzieje, stała Hubbla zmienia wartości, wciąż nie wiemy jak wyjaśnić duże obszary obserwacji kosmologicznych. Ale czy na pewno? Fundament, czyli mechanika kwantowa i teorie względności, są niezmienne od 100 lat. Może czas zacząć głosić je w kościołach?

Dziwnym zbiegiem okoliczności tegoroczny festiwal fotografii w Lenzburgu odbywa się pod leitmotivem "Synthesis" i co ciekawe organizatorzy chyba mieli podobne myśli, bo jedna z instalacji zawierała fragmenty antycznych ksiąg filozoficznych czy alchemicznych po cytat Heisenberga. Były też rzeczy "pod publikę" czyli wystawy zdjęć Sony World Photography Awards, które oczywiście dotyczyły ekologii ale przyjemnie je się oglądało. Ale była też wystawa Sabine Hess zatytułowana "You felt the roots grow", która zupełnie zwaliła mnie z nóg. Przypomniała mi że zwykłe trawy można sfotografować w sposób zapierający dech w piersiach. Poza tym aranżacja zdjęć, danie im przestrzeni, to była silne, odwoływało się do niemówionego instynktu piękna. Na dodatek jej proste, poetyckie teksty. Uff, moje niedzielne katharsis, moja niedzielna msza doprawdy święta. Niedużo z wystaw które widziałem w życiu potrafiło dotknąć tej właśnie, właściwej struny duszy.

https://www.sabine-hess.com/11897084-01-you-felt-the-roots-grow#10



Saturday, 18 May 2024

Commissioning stories

Większość akceleratorów badawczych ma co roku kilka miesięcy przerwy. Nagle w podziemnych tunelach lub betonowych bunkrach zapada cisza, bo wyłączane są pompy próżniowe i inne hałasujące urządzenia. Ludzie w białych fartuchach z doczepionymi dozymetrami coś tam odkręcają, dokręcają, wstawiają, usuwają, przyłączają kable i testują używając nieodłącznych żółtych multimetrów. A same maszyny są niby uśpione giganty, ważące dziesiątki albo tysiące ton. 

Końcowa część profilu wiązki w dużym
ringu PSI.  Różowy - przed naprawą
septum, niebieski - po naprawie. Widać 
dodatkowe orbity.
A potem następuje proces uruchamiania. Po angielsku mówi się "commissioning" i znaczy coś trochę innego niż proste "uruchomienie". To cały proces wykonywania najróżniejszych testów skomplikowanej maszynerii przed oddaniem jej do użytku czyli, w naszym przypadku, do "produkcji" wiązki. W czasie każdej długiej pauzy (shutdownu, jak się mówi) wykonywana jest cała masa prac, poprawek itp i wcale nie jest łatwo wystartować wszystkie systemy maszyny. Tym razem wiązka "zanika" w dużym cyklotronie. Cyklotron to taki akcelerator w którym wiązka porusza się spiralnie, za każdym obrotem zyskując energię i oddalając się od środka. W naszym cyklotronie wiązka wykonuje 182 ślimakowych obrotów. Okazuje się że gdzieś pod koniec spiralnej trajektorii, w okolicach orbity 179, wiązka znika a monitory promieniowania rejestrują jego podwyższony poziom. To jest rejon w którym znajduję się element zwany septum, który służy do wyciągania wiązki z cyklotronu. W skrócie jest to po prostu seria bardzo wąskich elektrod które pozwalają oddzielić ostatnią orbitę od wcześniejszych i dać protonom poprzecznego kopa który wyrwie je z maszyny i skieruje do eksperymentów. Operatorzy próbują poruszyć septum ale nie zmienia to sytuacji. Może coś jest nie tak z septum? Wieczorem zatrzymujemy maszynę aby "ostygła" i następnego dnia wchodzimy. Zaglądamy do środka przez nieliczne okienka w potężnym płaskim zbiorniku jakim jest cyklotron. Nic nie dostrzegamy. Już wyszliśmy, już zamykamy bunkier i wtedy nadbiega szef grupy która tydzień wcześniej instalowała septum wraz z dwoma technikami. Teraz wchodzą oni do środa. Po pół godzinie wychodzą. Okazuje się że silniki krokowe poruszające septum były źle przyczepione i wcale nie spełniały swojej funkcji. Naprawione, teraz udaje się ekstrahować wiązkę w kierunku tarcz eksperymentalnych.

Następnego dnia dostaję informację że jeden z monitorów profilu wiązki nie działa. To moja odpowiedzialność. Biorę moich dwu wyśmienitych techników, najpierw sprawdzamy elektronikę, ale ta jest w porządku. Trzeba iść do "bunkra". Niestety monitor jest w dość nieprzyjemnym miejscu, w pobliżu jednej z tarcz eksperymentalnych. Jest tam spora aktywacja. Umawiamy się z ekspertem od ochrony radiologicznej. Będzie nam towarzyszył cały czas, uważając abyśmy nie dostali zbyt dużej dawki promieniowania.

Następnego dnia rano wchodzimy. Aktywne dozymetry zaczynają nerwowo pikać. Okazuje się że naprawa wcale nie jest prosta. Musimy wymienić potencjometr. Wychodzimy, szukamy odpowiedniej części zamiennej. Wracamy. Trzeba odkręcić parę śrubek, wymienić przewody elektryczne. W laboratorium byłoby to proste jak bułka z masłem, ale tutaj jest ciasno, gorąco, niewygodnie a dozymetry pikają jak szalone. Pracujemy na zmianę, aby dostać po mniej więcej tyle samo mikrosiwertów. No i dostajemy po mniej więcej 100 na osobę. Nie, to nie jest dużo, tyle co jeden rentgen płuc albo lot do Nowego Jorku. Ale to i tak najwięcej od jakichś dwu lat, kiedy to musieliśmy pracować z pewnym kolimatorem.

Wychodzimy. Robota zrobiona. Jeden z techników odpala jakąś hinduską, bolywodzką muzykę z youtuba. Śmiejemy się, tańczymy przez chwilę w tych specjalnych, białych wdziankach zakrywających całe ciało. Z promieniowaniem trzeba uważać, ale kontaminacja to jest dopiero nieprzyjemność. 

Tego dnia, wieczorem, akcelerator osiąga prawie połowę nominalnej intensywności wiązki. To niezły wynik. Mamy jeszcze dwa tygodnie commissioningu. Jest jeszcze masa rzeczy do poprawienia, ale głównie software. Chyba że znowu się okaże że coś nie działa.

Sunday, 12 May 2024

Kryzys po szwajcarsku

Mamy kryzys. Budżet mojej organizacji został ucięty o niemal 10% z roku na rok. Miałem negocjować podwyżkę, jechać na konferencję na którą mnie zaproszono... teraz wszystko staje pod znakiem zapytania. Szwajcaria jest w kryzysie, cały Zachodni świat jest w kryzysie. Ba, nawet Chińscy koledzy mają mniej pieniędzy na badania. Chyba że są to badania wojskowe... tak podejrzewam.

W Szwajcarii sytuację komplikują osobliwości tutejszej administracji no i ceny wynajmu mieszkań. Najbardziej boli opieszałość urzędu skarbowego. Zwrot nadpłaconego podatku dostaje się tutaj po przeszło roku (mój zwrot za 2022 ma przyjść pod koniec maja 2024 a więc po 17-tu miesiącach!).  Wpłacana pieniądze najpierw leżą rok na koncie gminy. Po mniej więcej tym czasie gmina dokonuje rozliczenia, zabiera swoją część a resztę wysyła do kantonu. Kanton zabiera swoją część a resztę wysyła do federacji. Berno zabiera swoją część i przysyła zwrot. Ciekawe ile tego będzie. Plany wakacyjne dzieci zależą od tej sumy.

Mimo wszystko dużo ludzi jest tutaj bogatych no i kwitną biznesy optymalizacji podatków (a system podatkowy mają bardzo skomplikowany), zbierania na emeryturę, czy doradztwa inwestycyjnego. Dużo w temacie jest na stronie o wiele mówiącej nazwie thepoorswiss.com. Ale wcale nie wszyscy jeżdżą beemkami, porsche czy mercedesami. Tu, gdzie mieszkam, dominują tanie, choć dobrze utrzymane ople czy peugeoty w średnim wieku. Niektórzy ze znajomych szwajcarów aktywnie optymalizują koszty życia, bo dla nich też jest drogo. Przeprowadzają się co kilka lat do tańszych mieszkań.

Unanimity by DALL-E.
Dlaczego mamy kryzys? Trudno nie zauważyć że to są dwa główne powody: inwazja wojsk Adolfa Putina na Ukrainę oraz rosnące napięcie między Ameryką a Dalekim Wschodem. Powstały miliony artykułów o tym dlaczego relatywnie "oswojona" Rosja zamieniła się w twór przypominający nazistowskie Niemcy z większością społeczeństwa popierającą wojnę z Zachodem. A przecież jeszcze ze 20 lat temu wydawało się że tego konfliktu już nie ma, że Rosja jest niemal częścią Zachodniej cywilizacji! A teraz wojna czy wojny powodują kryzys. I to dość dosłownie, bo wojny dzieją się jak najbardziej w cyberprzestrzeni. Ten zastępujący część rzeczywistości twór, wymyślony przez Zachód, jest wykorzystywany przez Rosję w bardzo wymyślny sposób aby popsuć Zachodnią jednomyślność w sprawach najbardziej zasadniczych, w których taka jednomyślność powinna obowiązywać, niezależnie od wiary czy poglądów politycznych (zresztą na demokratycznym Zachodzie jednomyślność tradycyjnie traktowana jest dość podejrzliwie).

Nie jest o to łatwo z wielu powodów. Ostatnio na przykład pewien dysonans poznawczy sprawiają auta na ukraińskich numerach. Uchodźcy, ze względu na wojnę, mają prawo do bezterminowego - jak na razie - jeżdżenia na nie-szwajcarskich blachach. Zwykle są to auta całkiem dobre, ale od czasu do czasu spotyka się prawdziwe perełki. Kilka tygodni temu na górskiej przełęczy widziałem bentleya, wczoraj wielkie porsche, na grillu kolega opowiadał o ferrari. Oczywiście pojawia się dysonans poznawczy: w kraju trwa wojna, Zachód wspomaga Ukrainę dużymi pieniędzmi a tymczasem grono nadzianych uchodźców prowadzi wygodne życie w luksusowym, bezpiecznym górskim kraju. Hm.

 

Saturday, 4 May 2024

Czasoprzestrzeń robaczków

Maluję na mury nadmorskiego, letniego domku, 300 metrów od śródziemnomorskiej plaży. To taki relaksujący sposób spędzania stosunkowo nielicznych dni urlopu. Ale dość sarkazmu. Mury mają przeszło 50 lat a nadmorski klimat nie jest dla nich łaskawy. Pięćdziesiąt wilgotnych zim - a byłem tu kiedyś w grudniu i wszechobecna wilgoć ściekała ze ścian - i pięćdziesiąt prażących sierpni, kiedy nawet muchy nieruchomo przeczekują południowe godziny - to zrobiło swoje. Tynk jest pełen szczelin z których od czasu do czasu w popłochu wymykają się malutkie czerwone robaczki, poirytowane białą interwencją w ich spokojne życie. Te mury nie były malowane od kilku lat, podczas gdy tutejsza moda nakazuje wybielać je co dwa, maksimum trzy lata. 

Te robaczki to prawdopodobnie jacyś kuzyni polskiej aksamitki (lądzień czerwonaka, co za piękna nazwa). Z powodu swojej maleńkości i (prawdopodobnie) sił van der Waalsa ich świat jest w przybliżeniu dwuwymiarowy - znaczy płaski - a grawitacja ma niewielkie znaczenie. Czyli są rodzajem płaszczaków, tak ulubionych przez popularyzatorów nauki wyjaśniających koncepcje zakrzywionej przestrzeni.

Ale mnie zastanawia coś innego. Dwuwymiarowość jest warunkiem koniecznym do zaistnienia operacji mnożenia. W jednym wymiarze możemy tylko dodawać, ale mnożenie to obliczanie powierzchni a do tego trzeba co najmniej dwu wymiarów. Ciekawe czy aksamitki umieją mnożyć? Zapewne zdają sobie sprawę z tego co oznacza mniejsza lub większa powierzchnia ich świata więc, choć prawdopodobnie nie znają twierdzenia Pitagorasa, to jakąś intuicję mnożenia (powierzchni) posiadają, bo jest to im potrzebne do życia. 

Przestrzeń jest czymś bardzo oczywistym. Ponoć Platon jeszcze mieszał pojęcie obiektów i przestrzeni którą zajmują ale Arystoteles już je odróżniał (patrz wikipedia: https://pl.wikipedia.org/wiki/Przestrze%C5%84_(filozofia)). Czyli pojęcie przestrzeni  jest o wiele bardziej pierwotne niż na przykład pojęcie energii, które ukształtowało się dopiero  gdzieś pod koniec XVII wieku (choć pewnie istniało w umysłach ludzi jako energia ciała, która odnawia się po nocy i wyczerpuje w ciągu dnia). 

Newton najpełniej wyraził i opisał koncepcję absolutnej przestrzeni i absolutnego czasu. Taka absolutność najbardziej odpowiada naszemu codziennemu doświadczeniu. Istnienie takiej przestrzeni i czasu jest czymś innym niż istnienie wszystkiego innego, bowiem istniały one jeszcze zanim Bóg stworzył wszystkie rzeczy.  Jest to istnienie bardziej pierwotne ale też istnienie niższego rzędu.

A potem przyszedł przełom wieków XIX i XX i teoria względności, w której przestrzeń i czas tworzą czasoprzestrzeń (Minkowskiego) - nowy byt absolutny, mający bardzo inne właściwości niż Newtonowski czas i przestrzeń. Szczerze mówiąc wciąż nie pojmuję czasoprzestrzeni. Używam wzorów relatywistycznych niemal na codzień, ale czuję ze czasoprzestrzeń kryje w sobie zagadkę której nie umiem rozwikłać. Na pewno prymitywne wyobrażenie czasoprzestrzeni jako zwykłej 3-wymiarowej przestrzeni wzbogaconej o dodatkowy wymiar jest bzdurą. Czas, jeśli w ogóle jest wymiarem, to jest wymiarem urojonym. Dzięki temu odległości w czasoprzestrzeni mogą być urojone. Na przykład minęło 15 minut od kiedy malowałem tamten fragment ściany, odległy teraz o pół metra. Odległość między tymi dwoma zdarzeniami wynosi 15 minut świetlnych czyli i*2.7*10^8 [km], gdzie "i" to tak zwana jednota urojona czyli pierwiastek z minus 1. Oczywiście nie było żadnego rzeczywistego ruchu, żadnych milionów kilometrów, tylko machanie pędzlem i rozprostowywanie bolących pleców.  

Fakt że czas jest "wymiarem urojonym" wydaje się sugerować że myślenie o czasie jako o niezależnym wymiarze po prostu nie ma sensu. Dopiero dodanie wymiaru, podniesienie "i" do kwadratu, daje liczbę rzeczywistą.  Czas "relatywistyczny" nie ma sensu bez przestrzeni. 

No i jeszcze jest ta nieszczęsna prędkość światła, która z jednej strony wydaje się limitem czysto kinematycznym,  a przecież zależna jest od elektromagnetycznych właściwości samej przestrzeni... Te wszystkie nasze podziały na kinematykę, dynamikę, przestrzeń i czas i tak dalej są na prawdę tylko nieudolnymi próbami dostosowania naszego "klasycznego" myślenia do rzeczywistości która jest poza zasięgiem naszych zmysłów. Kurcze, 100 lat i kilka pokoleń po wielkiej rewolucji naukowej nadal nie stać nas na nic lepszego...

Słońce powoli chyli się ku zachodowi i jak zwykle mój umysł nie może przyjąć do wiadomości że zachód nie jest w kierunku morza a w kierunku lądu. Ot jeszcze jeden pokaz tego, że choć homo sapiens zdobył (i w dużej mierze idiotycznie zniszczył) całą planetę, to tak łatwo daje się nabrać.  




Monday, 15 April 2024

Utrata

Każdy rodzic zna (lub dopiero pozna) to uczucie, kiedy dziecko dorasta, zmienia się w sposób niespodziewany, nie "swojski" i oddala się mentalnie. Ten absolutnie naturalny i konieczny proces dorastania daje nam, rodzicom, poczucie utraty czegoś najbardziej osobistego, tej osoby która była przez tyle lat niemalże częścią nas samych a teraz staje się kimś odrębnym. Kimś należącym do świata, nie do nas.

Podobnego uczucia doświadczyłem ostatnio w zupełnie innej sytuacji - wydając książkę. Książeczka jest dość osobista, zawiera dwa opowiadania i kilka tekstów które może najtrafniej nazwać epifaniami, opisami ulotnych wrażeń, bez fabuły. Teksty "pisały się same" przez kilkanaście ostatnich lat, aż wreszcie zdecydowałem je upublicznić. I od tego momentu te teksty stawały się coraz mniej "moje", coraz mniej prywatne. Najpierw eksperckie korekty, genialny projekt okładki... aż po umieszczenie pewnej bardzo małej liczby egzemplarzy w księgarniach - poczucie utraty czegoś osobistego towarzyszyło mi niemal cały czas.

Egzemplarze autorskie trafiły do mnie w ten weekend. To bardzo szczególne uczucie. Właściwie pierwsza publikacja która nie jest tekstem technicznym, adresowanym do wąskiej grupy ekspertów. Aż otworzyliśmy butelkę Chatoneuf-du-Pape (która wcale nie była aż tak dobra...).
 


Thursday, 11 April 2024

Ulesić się

Skończyłem czytać "S'enforester" - książkę a jednocześnie album fotograficzny, która jest rozważaniem o lesie pierwotnym, o puszczy. Autorzy, Andrea Mantovani - fotografka i Baptiste Morizot - pisarz i filozof, spędzili wiele czasu w Białowieży, gdzie poznali między innymi Adama Wajraka. Ciekawie czytać jak francuzi widzą 'naszą' puszczę. Tekst jest ciut przydługi i pełen powtórzeń, i poprzez swoją ogólność wydaje się być pewnym dysonansie do zdjęć ale jednocześnie pokazuje wiele ciekawych aspektów puszczy, która kiedyś pokrywała nieskończone kilometry między Uralem a Atlantykiem.


Ciekawe jest na przykład spostrzeżenie że puszcza składa się głównie ze starych drzew. Ma zupełnie inną strukturę niż populacje zwierzęce (w szczególności ludzka). Skoro drzewa żyją po kilkaset lat, ich demografia wymaga niewielkiego tylko "przyrostu naturalnego". 

Są też interesujące, spostrzeżenia dotyczące naszej cywilizacji. Na przykład rozważanie na temat jej bycia 'disruptive' (trudno znaleźć polskie słowo). Morizot dostrzega niezwykłe przyśpieszenie w rozwoju nowych technologii i kultury które prowadzi do oddzielenia się, oderwania od ekosystemu biologicznego w którym cywilizacja ma swoje źródło.

Angielska recenzja książkoalbumu:

https://www.blind-magazine.com/news/bialowieza-awe-inspiring-and-hostile-nature/

Monday, 25 March 2024

Kwantowe drobinki materii.

Wieczorna, niespodziewanie, filozoficzna rozmowa z Christianem o tym jak podstawowe teorie - mechanika kwantowa i szczególna teoria względności, wynikają z absolutnie podstawowych założeń: niepunktowości elementarnych cząstek i z faktu, że świat nie może być różny dla dwu eksperymentatorów którzy przemieszczają się względem siebie. Prawie całą mechanikę kwantową da się zasadniczo wywieść założenia że cząstki elementarne, jak elektron, nie są punktowe. Cokolwiek, co nie jest punktem, można opisać przy pomocy nakładania się pewnej (czasem nieskończonej) liczby fal. A skoro tak, to każda cząstka musi posiadać właściwości falowe czyli na przykład interferować z innymi cząstkami. Zasada Heisenberga czy równanie Schrödingera nie są żadnymi magicznymi wzorami, tylko dość prostymi konsekwencjami tego, że cząstki nie są punktowe. I może to jest najważniejsza ze wszystkich obserwacji - niepunktowość cząstek elementarnych? Na prawdę Nobel należał się tylko Luisowi de Broglie?!

Oczywiście przesadzam. Fizycy, a może zwłaszcza matematycy z XIX wieku - jak i wcześniej, Joseph Fourier (też Francuz!), którego praca użyta była w poprzednim akapicie - żył na przełomie XVIII i XIX wieku - zrobili świetną robotę. Bez komputerów, bez archiwów z milionem artykułów, akceleratorów za biliony euro odkryli te absolutnie podstawowe prawa i szczerze mówiąc fizycy i filozofowie wciąż poświęcają niezliczone godziny rozważając ich interpretacje i znajdując nowe ich zastosowania praktyczne. W pewnym sensie tych przeszło-100-letnich praw wciąż nie ogarniamy. Wciąż nie rozumiemy czym są elementarne drobinki i jaka jest struktura czasu, przestrzeni, dlaczego istnieją dwa komplementarne interpretacje opisu świata przy pomocy cząstek i przy pomocy fal. Bo to jest ciekawe: równania są jedne ale rozumieć je można na dwa sposoby. To tak w dużym uproszczeniu.

Znowu koan, znowu wiedza która wydaje się mieć związek z medytacyjnymi właściwościami umysłu, który dopiero stłamszony przez paradoks, pracujący na najwyższych obrotach, zaczyna rozumieć.

A nasza dyskusja zaczęła się po wysłuchaniu prezentacji na temat następnego, gigantyczne projektu akceleratorowego zwanego Future Circular Collider, który miałby być inżynieryjnym i technologicznym cudem. I mam mieszane uczucia, bo naprawdę niesamowita fizyka wydaje się być bardziej historyczna niż futurologiczna. Najciekawsze problemy zostały już sformułowane i nie trzeba eksperymentów, ale wysiłków żeby je zrozumieć, żeby jak najwięcej ludzi o nich myślało i w ten sposób wzbogacało siebie i całą cywilizację przy okazji.

Sunday, 24 March 2024

Poranek w Bernie

Dziewięćset lat tradycji dbania o szczegóły, pieniądze na wyśmienitych architektów, mieszanie nowoczesności i tradycji, no i skromnie maskowana koncentracja pieniądza i władzy. Bern, nieformalna stolica Szwajcarii.

Mam szczęście, jest wreszcie prawdziwie wiosenny, słoneczny dzień kiedy muszę w sprawach administracyjnych wybrać się do tego pięknego miasta. Przyjechałem wcześniejszym pociągiem więc mam czas, czas na podziwianie. Ale poranni Berneńczycy, jak zresztą inni szwajcarzy, drałują do swoich zajęć, zapatrzeni w swoje telefony komórkowe. Mimo że nie mieszkam w tym pięknym mieście, to mam nad nimi, w tej właśnie chwili, ogromny awantaż, bo ja w pełni widzę, chłonę piękno dookoła mnie. Oni, przyzwyczajeni do piękna, nie czerpią już z niego przyjemności.

No trochę przesadzam. Mijam kogoś kto z mostu robi zdjęcia ptakom ogromnym teleobiektywem. Potem mijam pośpiewującego, jowialnego faceta. Ten się nie śpieszy, choć garnitur wskazuje że idzie do pracy. Prawie się do niego uśmiecham. 

Jest feeria świateł, oślepień, odbić. Idę wolno, wolniutko, chwytam wszystkie widoki, robię zdjęcia. Mijam jakąś babcię, pchającą wózek z małym dzieckiem. Ona też się nie śpieszy, ogląda się dookoła, docenia rzeczywistość. Nasze spojrzenia się spotykają a w jej oczach widzę pełne zrozumienie. Wymieniamy "Guten morgen". Wloczykije i emeryci na prawde umieja cieszyc sie swiatem.

Szwajcaria to kraj który dawno już przeszedł fazę budowy, kiedy ludzkie konstrukcje - domy, młyny, drogi - dopiero pojawiają się w naturalnym krajobrazie. Potem nastąpiły przebudowy, nadbudowy, upiększanie i dodawanie ficzerów. Ta faza sublimowania miasta czy nawet całego kraju (no może nie całego, na przykład wiele miejsc w kantonie Aargau ewidentnie odstaje od reszty kraju) będzie trwała w dającą się przewidzieć nieskończoność. Ale, w głębokim sensie, ten kraj już jest zbudowany, jest gotowy, rozwinięty. Niewiele więcej można tu zrobić.





Friday, 8 March 2024

Zatrzymanie

Wydarzyła mi uspokojenie ta chwila

i kamień odwalić od tajemnic

i kamień odwalony ucałować

i zajrzeć w jaskinie moje tajemnice

 

pisał Edward Stachura w poemacie "Dużo ognia". Chodzi mi ten cytat po głowie za każdym razem kiedy wydarza mi się uspokojenia ta chwila. Kiedy wracam do domu i zamiast, jak zwykle, popracować jeszcze nad tym lub owym czytam książeczkę Stachury albo wyciągam opasłe audiofilskie sennheisery aby poleżeć w ciemności i posłuchać muzyki.


Czemu czuję się jakbym nie miał nic ważnego do roboty? Przecież to i owo wciąż czeka na zrobienie... Niektóre rzeczy są prawie skończone. Od paru dni czekam na ostatniego maila kończącego pewien ważny projekt który kosztował mnie dużo wysiłku. "Niech to już wreszcie będzie odfajkowane" - myślę. Fakt braku tego ostatniego z kilkuset kroków powstrzymuje mnie od rozpoczęcia nowych projektów.  To nieracjonalne oczywiście.

Ale teraz jest okres wytyczania nowych zadań, przemyśliwania priorytetów może nie życiowych, ale w skali lat. Za tydzień mam ważną rozmowę, muszę się przygotować. W tym przypadku przygotowanie polega głównie na przemyśleniu.

Telefon prasowy budzi mnie z tego przedwiosennego letargu. Mamy problem z jednym z ważnych detektorów. Oczywiście problem pojawia się w piątek...

Sunday, 25 February 2024

O przestrzeni

Idee są ogólne, nie konkretne. Oznacza to że idee mają wiele aspektów, wiele punktów widzenia, można o nich zapisać całe tomy wyjaśnień i interpretacji. Im bardziej ogólna idea, tym więcej papieru można o niej zapisać. Taka "ogólność" powinna być matematycznie zdefiniowana, powinien istnieć sposób jej zmierzenia. Co więcej, powinna ona zostawać w jakiejś relacji z konkretnością, treścią. Zapewne można ukuć kolejną odsłonę zasady nieoznaczoności Heisenberga: O*T<hbar, gdzie O to jakaś miara ogólności wyrażenia a T ilości treści jakie zawiera. W ogóle czy ktoś spostrzegł że zasada nieoznaczoności Heisenberga ma wiele wspólnego z jin i jang? Nie dosłownie to znaczy matematycznie, ale koncepcyjnie.

Wygenerowane przez DALL-E.
    Przeciwieństwem idei jest konkretny obiekt albo lepiej ożywcze działanie, które po prostu jest, dzieje się, które nie rozważa. To działanie po prostu bierze rzeczywistość taką, jaka jest. Zwłaszcza działanie bez intencji jest ekstremalnie nie-koncepcyjne. "When the tiger wants his prey, he pounces upon it without any thought or hesitation. There are no morals, no guilt, no psychological problems, no ideologies to interfere with the purity of his action."(1)

    Ale nie możemy być tygrysami, na pewno nie przez cały czas. Coś sprawiło że mamy umysły które dają nam dużą praktyczną przewagę nad zwierzętami. Skuteczność umysłów oparta jest na zdolności do abstrakcyjnego myślenia, do używania idei. Jako gatunek jesteśmy skazani na dwoistość, na rozdarcie, na paradoksalność, na niezgodę z Tao. Co więcej, bez tej dwoistości nigdy nie zdalibyśmy sobie sprawy z istnienia stanu naturalnego, stanu czystego działania. To umysł, zdolność do konceptualizacji i równocześnie dwoistość definiują nas jako homo sapiens. Biblijni Adam i Ewa dostrzegli swoją nagość po zjedzeniu jabłka z drzewa poznania (dobrego i złego). W ten sposób stali się homo sapiens i zostali wygnani z raju. Swoją drogą piszę to na laptopie z symbolem nadgryzionego jabłka i przyszło mi do głowy że Stevowi Jobsowi wcale nie chodziło o jabłko Newtona. Może sięgał dalej w historię ludzkości. Przecież Newton nie nadgryzał swojego jabłka.

    Wróćmy do idei. Stół to jest stół ale co to jest przestrzeń? Niewątpliwie przestrzeń jest czymś bardzo koncepcyjnym, o wiele bardziej niż stół. Przestrzeń, a zwłaszcza czasoprzestrzeń, służy wyrażaniu dystansu, rozdzielenia. Dwa obiekty albo dwa zdarzenia mogą być blisko, przylegać do siebie, wpływać na siebie, albo nie. W mechanice kwantowej nie ma działania na odległość. Obiekty oddziaływują na siebie lokalnie, kiedy znajdują się w tym samym miejscu czasoprzestrzeni, kiedy są w kontakcie. Tym kontaktem może być foton przybywający od obiektu-nadajnika położonego gdzieś z dala. Dopóki ten foton nie przybędzie, nie znajdzie się w tym samym miejscu co lokalny obiekt-odbiornik, oba obiekty nic o sobie nie wiedza bo dzieli je przestrzeń. Tak rozumiana przestrzeń jest czymś bardzo intuicyjnym, zgodnym z naszym codziennym doświadczeniem i użytecznym.
 
    Problem w tym że taka przestrzeń nie istnieje!  Tak samo jak nie istnieje dobrze zdefiniowana cząstka czy fala, nie można oddzielić obserwatora od obiektu obserwowanego a falocząstki bywają połączone ze soba tajemniczym oddziaływaniem na odległość które sprawia że jeśli jedna wpadnie w stan powiedzmy reszki to druga wpada w stan orła.

    Świat fizyczny przypomina symbol jin-yang a nasze pojęcia są jak nóż którym usiłujemy ten symbol przekroić na pół. Jakbyśmy się nie starali wybrać tylko jin albo tylko yang, za każdym cieciem będziemy zawsze dostawali ich mieszankę. Przestrzeń nie do końca jest czystą przestrzenią, fala jest także cząstką, czas ma aspekt przestrzeni, przyczynowość nie jest zupełna i tak dalej... Matematycznie wszystko wydaje się świetnie działać, ale jak to ująć w słowa, ogarnąć, zrozumieć?

(1) Deng, Ming-Dao. 365 Tao (p. 34)

Tuesday, 13 February 2024

Jeff Wall

Byłem na wystawie fotografii Jeffa Walla w muzeum fundacji Beyeler.  Retrospektywa prac obejmująca kilka dziesięcioleci twórczości, dodawała trudności i tak już dość trudnym, wielowarstwowym i wielkoformatowym fotografiom. Zmęczyła mnie - z początku - ale długo nie mogłem przestać o niej myśleć. Ta różnorodność... w pewnym sensie brak myśli przewodniej... czy na pewno? Wall to trudny fotograf do rozszyfrowania. Jak można "ustawiać" zdjęcia które wyglądają niemal jak przypadkowe snapshoty? Trzeba się dobrze przypatrzeć żeby zobaczyć manipulację a w niektórych przypadkach do samego końca nie wiadomo czemu taka a nie inna kompozycja została wybrana...

Wednesday, 7 February 2024

Czytając McEwana

Skończyłem niedawno "Lekcje", najnowszą powieść Iana McEwana. Wydana w 2022, gruba na przeszło 550 stron, historia życia Rolanda Bainesa, jest wpleciona w dzieje XX wieku. Życie Rolanda jest pełne zaskakujących zdarzeń a jednocześnie jest w nim dużo normalności czy może raczej przeciętności. Czy każde życie ma w sobie wiele magii, więcej niż byśmy się spodziewali jako zewnętrzni obserwatorzy? I czy życie Rolanda, w ostatecznym rozrachunku, jest udane czy nie? Sam bohater zadaje sobie niejednokrotnie to pytanie. I co to jest ostateczny rozrachunek? Czy on w ogóle istnieje? 

Wygenerowane przez DALL-E.

Doczytywałem tę książkę niecierpliwie, nawet wyłgałem się od spotkania ze znajomymi aby ją dokończyć. Jej styl i tematyka nie pozostawiała najmniejszej wątpliwości co do autorstwa, niemal zahaczając, choć bez ujmy na honorze, o pewną powtarzalność.  Pamiętam pierwszą moją książkę McEwana - to były Black Dogs (w oryginale) - podarowane mi przez serdecznego przyjaciela. Z jakiegoś wpółmagicznego powodu akcja Black Dogs  rozgrywała się w miejscach które nas łączyły. Ta książka była odkryciem, ale potem w twórczości McEwana widzę pewną nadmierną równomierność. Kolejne książki są świetne, ale coraz mniej zaskakujące.

Skończyłem czytać w łóżku i może dlatego nad ranem miałem tyle niekonwencjonalnych myśli. Gorączkowo próbowałem je rozwinąć, skupić pozostawiając jednocześnie wystarczająco miejsca aby pojawiały się wciąż nowe. W efekcie, kiedy przyszło do prób zapisania, siedziałem kilka minut nad pustą kartką z długopisem trzymanym w bezradnym geście. Zaraz zaraz, jak to jest że myśli tak trudno zapisać? Czy to dlatego, że idee pojawiające się w umyśle nie do końca są słowami? Nie mówi tu o poezji ale o najzwyklejszych zdaniach? One też, przy próbach przelewania na papier, bywają trudne, bardzo trudne, zupełnie tak, jakby oryginalna myśl nie do końca była słowem albo jakby była wyrażana w jakimś wewnętrznym metajezyku umysłu a proces przelewania jej na papier był w gruncie rzeczy tłumaczeniem na polski. Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale obiekty umysłu wydaja się bardzie złożone niż język, maja zwykle pewien ładunek emocjonalny, może zapach, barwę i fakturę. To wszystko odpada jeśli komponujemy z nich podręcznik, ale coś z tego zostaje jeśli piszemy literature.

Takie więc miałem myśli o poranku, przed świtem, po przeczytaniu ostatniej książki Iana McEwana. Książki będącej opisem życia pewnej postaci. Biblia (Nowy Testament) i Koran także są historiami czyjegoś życia. Czemu te duchowe przewodniki nie maja formy podręczników? Czemu są raczej literatura faktu, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli?

Mam swoja teorie na ten temat. Siła literature polega na tym, że można pisać pewne prawdy bez potrzeby ich uzasadnienia czy dowiedzenia. A prawdy logicznie nieuzasadnione czyli wykraczające poza logikę są nam równie potrzebne do życia co twarda nauka. Nie wszystko da się powiedzieć równaniem czy matematycznym dowodem.

Czyli trzeba ufać literaturze jako duchowemu przewodnikowi. Jednakże wydaje mi się że nie trzeba odwoływać się do starożytnych tekstów bo jest wielu nowożytnych autorów którzy pisali lub piszą taka duchowa literature, choćby Proust, McEvan, Oz, Pirsing (choc dla niego opowieść jest ostentacyjnie tylko pretekstem), Saint-Exupery, Kessel, Conrad, itd, itd. Ale chyba żadnej pojedynczej książce ani nawet żadnemu autorowi nie zaufałbym jako duchowemu przewodnikowi (sorry Marcel). Trzeba czytać ich wszystkich, dojrzewać czytając, czasami wracać do niektórych książek aby przeczytać je po latach albo w innym języku. To samo dotyczy ksiąg świętych bo one tez napisane były przez ludzi.

Thursday, 11 January 2024

Nie czekając wiosny

Styczeń jest zimny i ponury, chyba że się jest na narciarskich stokach albo tropikalnych wyspach. Nic dziwnego że szpalty gazet wypełniają się nekrologami. Głównie to są aktorzy lub inni ludzie sztuki. Mieli po 80-90 lat i zapewne zdawali sobie sprawę z tego, że nachodzi ich czas na podróż na tamten świat. Taki ponury styczeń to niezły miesiąc na odejście. Rodzinne, ciepłe święta właśnie minęły a do wiosny jeszcze daleko.

Wygenerowane przez DALL-E.

Z końcem grudnia odeszło też dwóch ludzi których znałem. Jeden od lat walczył z nałogami. A może już dawno odpuścił tą walkę? Nie wiem, nie gadaliśmy od wielu lat. Pamiętam go jako szczupłego dwudziestoparolatka który grywał na klawiszach utwory Nirvany. Ze swoimi bujnymi kręconymi włosami i przyciemnianymi okularami wyglądał jak rockman z lat 60-tych albo 70-tych. Niech spoczywa w pokoju.

Drugi znajomy był bystrym, młodym facetem. Powodziło mu się dobrze, miał 43 lata, dobrą pracę i kilka miesięcy temu został ojcem. Od zawsze uwielbiał się wspinać. Zginął na jakiejś łatwej ściance na południu Francji. Ponoć zawiodła lina. Niech i on spoczywa w spokoju.


PS. 15 stycznia: I jeszcze córka znajomego, młoda dziewczyna. Jakże krusi czasami jesteśmy! Z taką śmiercią szczególnie ciężko się pogodzić.