Idee są ogólne, nie konkretne. Oznacza to że idee mają wiele aspektów, wiele punktów widzenia, można o nich zapisać całe tomy wyjaśnień i interpretacji. Im bardziej ogólna idea, tym więcej papieru można o niej zapisać. Taka "ogólność" powinna być matematycznie zdefiniowana, powinien istnieć sposób jej zmierzenia. Co więcej, powinna ona zostawać w jakiejś relacji z konkretnością, treścią. Zapewne można ukuć kolejną odsłonę zasady nieoznaczoności Heisenberga: O*T<hbar, gdzie O to jakaś miara ogólności wyrażenia a T ilości treści jakie zawiera. W ogóle czy ktoś spostrzegł że zasada nieoznaczoności Heisenberga ma wiele wspólnego z jin i jang? Nie dosłownie to znaczy matematycznie, ale koncepcyjnie.
|
Wygenerowane przez DALL-E. |
Przeciwieństwem idei jest konkretny obiekt albo lepiej ożywcze działanie, które po prostu jest, dzieje się, które nie rozważa. To działanie po prostu bierze rzeczywistość taką, jaka jest. Zwłaszcza działanie bez intencji jest ekstremalnie nie-koncepcyjne. "When the tiger wants his prey, he pounces upon it without any thought or hesitation. There are no morals, no guilt, no psychological problems, no ideologies to interfere with the purity of his action."(1)
Ale nie możemy być tygrysami, na pewno nie przez cały czas. Coś sprawiło że mamy umysły które dają nam dużą praktyczną przewagę nad zwierzętami. Skuteczność umysłów oparta jest na zdolności do abstrakcyjnego myślenia, do używania idei. Jako gatunek jesteśmy skazani na dwoistość, na rozdarcie, na paradoksalność, na niezgodę z Tao. Co więcej, bez tej dwoistości nigdy nie zdalibyśmy sobie sprawy z istnienia stanu naturalnego, stanu czystego działania. To umysł, zdolność do konceptualizacji i równocześnie dwoistość definiują nas jako homo sapiens. Biblijni Adam i Ewa dostrzegli swoją nagość po zjedzeniu jabłka z drzewa poznania (dobrego i złego). W ten sposób stali się homo sapiens i zostali wygnani z raju. Swoją drogą piszę to na laptopie z symbolem nadgryzionego jabłka i przyszło mi do głowy że Stevowi Jobsowi wcale nie chodziło o jabłko Newtona. Może sięgał dalej w historię ludzkości. Przecież Newton nie nadgryzał swojego jabłka.
Wróćmy do idei. Stół to jest stół ale co to jest przestrzeń? Niewątpliwie przestrzeń jest czymś bardzo koncepcyjnym, o wiele bardziej niż stół. Przestrzeń, a zwłaszcza czasoprzestrzeń, służy wyrażaniu dystansu, rozdzielenia. Dwa obiekty albo dwa zdarzenia mogą być blisko, przylegać do siebie, wpływać na siebie, albo nie. W mechanice kwantowej nie ma działania na odległość. Obiekty oddziaływują na siebie lokalnie, kiedy znajdują się w tym samym miejscu czasoprzestrzeni, kiedy są w kontakcie. Tym kontaktem może być foton przybywający od obiektu-nadajnika położonego gdzieś z dala. Dopóki ten foton nie przybędzie, nie znajdzie się w tym samym miejscu co lokalny obiekt-odbiornik, oba obiekty nic o sobie nie wiedza bo dzieli je przestrzeń. Tak rozumiana przestrzeń jest czymś bardzo intuicyjnym, zgodnym z naszym codziennym doświadczeniem i użytecznym.
Problem w tym że taka przestrzeń nie istnieje! Tak samo jak nie istnieje dobrze zdefiniowana cząstka czy fala, nie można oddzielić obserwatora od obiektu obserwowanego a falocząstki bywają połączone ze soba tajemniczym oddziaływaniem na odległość które sprawia że jeśli jedna wpadnie w stan powiedzmy reszki to druga wpada w stan orła.
Świat fizyczny przypomina symbol jin-yang a nasze pojęcia są jak nóż którym usiłujemy ten symbol przekroić na pół. Jakbyśmy się nie starali wybrać tylko jin albo tylko yang, za każdym cieciem będziemy zawsze dostawali ich mieszankę. Przestrzeń nie do końca jest czystą przestrzenią, fala jest także cząstką, czas ma aspekt przestrzeni, przyczynowość nie jest zupełna i tak dalej... Matematycznie wszystko wydaje się świetnie działać, ale jak to ująć w słowa, ogarnąć, zrozumieć?
(1) Deng, Ming-Dao. 365 Tao (p. 34)