Sunday, 27 February 2022

Jednomyślność

Zwykle jednomyślność wydaje mi się podejrzana bo trąci "jednopartyjną demokracją", której efektów miałem okazję doświadczyć przez pierwszych kilkanaście lat mojego życia. Ale w przypadku odpowiedzi Zachodu na Rosyjską inwazję na demokratyczne, Europejskie państwo, jednomyślność jest wzruszająca. 

Ta jedność Zachodu jest tym wspanialsza, że zwykle państwa są podzielone, mają odrębne interesy, poglądy i nie szczędzą sobie gorzkich słów i oskarżeń w czasie debat politycznych. I tylko taka jedność, niemalże absolutna, gdzie rządy, firmy, korporacje i obywatele mówią jednym głosem, tylko taka jedność jest w stanie powstrzymać Putina.

Nie, Zachód nie ma monopolu na rację. Nie może mieć, bo otwarta cywilizacja ma wiele racji. Kiedy Amerykańscy żołnierze ginęli w Wietnamie, Amerykańscy studenci w Kaliforni protestowali przeciwko tej wojnie, choć w gruncie rzeczy była to wojna z podstępnym komunizmem, usiłującym przejąć całą planetę. Każdy kto usiłuje protestować w Rosji, po kilku minutach jest aresztowany przez reżimowe służby. W Rosji jest jedna racja, ale Putin wywołując wojnę z Ukrainą w żadki sposób pokazał jak błędna jest ta racja. 

To bardzo proste: na tym świecie nie ma miejsca na Putinowskie imperium. Nikt go nie chce za wyjątkiem samego Putina i pewej nielicznej grupki oligarchów (czyżby? Przecież nawet oni mają domy w Londynie a ich dzieci studjują na Zachodnich Uniwersytetach). A oni nie mają prawa narzucać swojej woli wolnym ludziom.

Zasadniczo Putin już przegrał. Tak czy inaczej. Jeśli imperium najpierw zachwiało się dziwnie w pod koniec lat 80-tych zeszłego stulecia, to teraz własnie rozsypuje się w pył. Tam, na Wschodzie wkrótce moję pojawić się próżnia. Kto ją wypełni?

Thursday, 24 February 2022

Wspomnienie pradziadka

Miejsce: Galicyjska wioska Jeziory, niedaleko od Sulisławic. Jak nie złapało się odpowiedniego autobusu to trzeba było iść aż z przystanku na pustym ryneczku w Sulisławicach. Szło się najpierw trochę pod górkę, wybrukowaną drogą która wypłaszczała się stopniowo. Miała szerokie piaszczyste pobocza a po obu stronach rosły wysokie topole. Kiedyś śniłem że biegnę tą drogą, biegnę coraz szybciej i szybciej a jednak wciąż mogę przyśpieszać, w nieskończoność. Wiatr we śnie rozwiewał mi włosy i wdzierał się do płuc. Po około kilometrze skręcało się w lewo na wysypaną czarnym żwirem drogę na Jeziory. Skądtaka nazwa dla tej wioseczki? Wiem o jednym tylko stawie, niedużym, na prawdę nie zasługującym na miano jeziora.

Obraz: Stary mężczyzna siedzi przy oknie prostego, wiejskiego domu. Próbuję sobie wyobrazić ten dom, choć nie zachowały się żadne zdjęcia. To były czasy gdy znakomita wi˛ekszość przedmiotów istniała bez reprezentacji czy ewidencji. W moich wyobrażeniach wnętrze jest ciemne i chłodne. Tak wtedy budowano. Nawet nowy dom, ten który wiele lat później poznałem, był ciemny i chłodny. Mężczyzna ma na nosie okulary i czyta książkę. Czyta powoli, ślini palec gdy przewraca strony. Nigdzie się nie śpieszy. Jest najstarszy w wiosce, swoje już odpracował w życiu i teraz dba o niego rodzina. Wieść o jego mądrości i oczytaniu sprawia że ludzie przychodzą po radę.

Komentarz: Źródłem tego obrazu są opowieści mamy i wujka. Pradziadek urodził się w najpo błażliwszym z zaborów a zmarł w grudniu 1959-go roku w niezupełnie niepodległej Polsce. Żył lat 90. Jego grób jest na zatłoczonym Sulisławickim cmentarzu, na którym kiedyś rosły piękne, stare, dające cień drzewa.



Wednesday, 23 February 2022

Umysł debiutanta

Przeprowadzałem się o wiele częściej niż statystyczny Europejczyk. Tak często, że czasami mam trochę dość, ale być może bycie nomadem leży w mojej naturze. Praktycznie co weekend gdzieś podróżuję, jakbym nie umiał usiedzieć na miejscu. Mój kolega ukuł niegdyś termin "stasimofobia", którego pierwszy człon pochodzi z od starogreckiego wyrażenia oznaczającego stanie w miejscu. Stasimofobia to taki strach przed stanięciem w miejscu, przed spędzeniem dnia w domu, przed osunięciem się w rutynę. Coś w tym jest, bo zupełnie niedawno, kiedy po burzliwym okresie szukania pracy dostałem długoterminowy kontrakt, poczułem niemalże panikę... Jak to, do emerytury już mam być w jedym miejscu?

Za każdym razem kiedy zaczynamy życie w nowym miejscu, umysł otwiera się i uczy niesamowitej ilości nowych rzeczy. Począwszy od geografii (wczoraj z czystej ciekawości pojechałem do domu inną drogą niż zwykle żeby zobaczyć którędy prowadzi, zweryfikować niewyraźną mentalną mapę lokalnych dróg), poprzez charaktery ludzi, język, ceny w różnych supermarketach, itp, itd.  Zauważam rzeczy których nigdy nie widziałem w poprzednim miejscu zamieszkania: jakie rośliny rosną na skarpie którą mijam po wyjściu z mieszkania, jak pieknie wygląda jakbłonka w sąsiednim domu albo jak piekny jest widok na niedalekie osiedle z pewnego miejsca na drodze do miasta. Jedym słowiem darzę nowe miejsce uwagą która jest potrzeba żeby je poznać. To daje świerzość spojrzenia, wibija z automatyzmu.

Kondycja "bycia debiutantem" stoi w oczywistej opozycji do bycia ekspertem, a jednak niesie ze sobą bardzo ważne jakości. Na przykład w fotografowanie kogoś niedoświadczonego w byciu modelem prowadzi do niespodzianek, do sytuacji nowych, odkrywczych, do zdjęć bardziej 'prawdziwych' bo nie wyćwiczonych. Cartier-Bresson powiedział kiedyś że nie może fotografować aktorów czy polityków bo oni zawsze pozują, znaczy nie da się w portrecie złapać prawdy o nich.

Być ekspertem znaczy kontrolować coś, na przykład, w przypadku aktora, swój wizerunek. Ale każdy wybitny ekspert wie, że istnieje margines błędu którego nie da się opanować. Mistrz skoków narciarskich nie wie, czy uda mu się pobic własny rekord, czy może nawet upadnie przy lądowaniu. Sarah Moon, wybitna paryska fotografka mody, nie wie kiedy zrobi 'to' zdjęcie. Nie umie go sobie nawet wyobrazić! I tylko kiedy nie wiemy, nie kontrolujemy, otwieramy się na cos wiekszego od nas, ponad nami, co byc może paradoksalnie, choć nas przerasta, tkwi w nas i pozwala nam dokonać kroku w przód, dokonać małej lub wiekszej ewolucji.

Medytacja polega na siedzeniu w bezruchu, w odpowiedniej pozycji. Tak ją definjuje Shunryu Suzuki (nie mylić ze słynnym D. T. Suzukim) w swojej książce "Zen Mind, Beginners' Mind". Po kilku identycznych siedzeniach (ta sama godzina, ta sama długość siedzenia), łatwo orientujemy sie że nie są one żadna miarą identyczne. Trzeba tylko  uważnie obserwować co się dzieje z naszym ciałem i umysłem a te podlegają ciągłym zmianom. Każda medytacja to zanurzenie się do innej rzeki, jak u Heraklita.

No i miłość, miłość może byc tylko nieekspercka, niewyćwiczona...

Przypis: opowieści Sary Moon i Henri Cartier-Bressona pochodzą z wyśmienitej serii "Stykówki" wyprodukowanej przez arte.



Thursday, 17 February 2022

Systematyzowanie światła

Jechałem pociągiem załatwić sprawy i niewątpliwie czuć było nadchodzącą wiosnę. W Europie ilość światła słonecznego w lutym jest o całe niebo wieksza niż w grudniu. W słoneczne dni jest to szczególne światło, jakby wyblakłe, pamiętające jeszcze ciężką i ciemną zimę, rozświetlające szyby przybrudzone deszczami. Wydaje mi się że jest to światło charakterystyczne, odróżnialne od innych, co oczywiście jest podstawą do wyodrębnienia go, systematyzacji.

Jako zapalony amator fotografii powinęłem być obznajomionym z wieloma rodzajami światła. Faktycznie, tak z marszu od razu przychodzi mi do głowy na przykład światło południa, które jest tak pełne kontrastu, jakby cała moc świetlna naszej gwiazdy docierała bezpośrednio nad Morze Śródziemne tak zaznaczając miejsca jasne, że cienie mogą być tylko smolitstymi, nieprzeniknionymi plamami w kadrze. Kiedy prierwszy raz mieszkałem na południu nie mogłem sie nadziwić temu słońcu, które jest takie normalne dla tych, którzy na południu się urodzili. Pisałem już o tym kiedyś... ah, to było 20 lat temu! Hm... czyżbym od 20-tu lat mietolił w głowie te same myśli?

No ale już zaczynam snuć plany napisania tomu o typologii różnego rodzaju świateł, o podziałach i hierarchiach barwy, tonu, cieni, odbić, coś na kształt Systema Maturae Linneusza. Cały rozdział poświęcony byłby słynnej złotej godzinie, tuż po zachodzie słońca, kiedy światło dnia zrównuje się jasnością ze sztucznymi światłami miasta, tworząc ten specjalny melanż, jakże fotogeniczny.

Ale czy taka klasyfikacja ma jakąkolwiek wartość obiektywną? Czy faktycznie jest na tyle uniwersalna że warto jej próbować? A może każdy wrażliwy człowiek zrobiłby inną klasyfikację i narzucanie z góry wszystkim tej samej prowadzi tylko do zubożenia percepcji adeptów sztuki widzenia?


 

Friday, 11 February 2022

Teorie duchowości i pisanie o nich

Podróżując autem słuchałem ostatnio "Potęgi teraźniejszości" Eckharta Tolle. Książka traktuje o duchowości człowieka, przedstawia wizję najważniejszych elementów i procesów zachodzących w psychice: ciało bolesne (albo raczej różne ciała bolesne), myśliciel, ciało wewnętrzne, akceptacja, odrzucenie.  O ile nie można negować transformacji duchowej Tolla, jego prywatnego odkrycia stanu "tu i teraz", o tyle cała "psychiczna kosmogonia", opisanie dynamiki tego, co jest w psychice człowieka, trąci trochę amatorszczyzną. A różne "pola energii pozytywnej i negatywnej" to już wyrażenia z domeny popularnej pseudonauki. 

Słuchając Tolla nie można zapominać że przecież większość ludzi na tej planecie doświadczyła jakiejś formy przemiany duchowej. Literatura jest pełna aluzji i konkretnych przykładów. Zresztą niech każdy zapyta się siebie ilu specjalnie "duchowych" ludzi poznał w życiu. Mi od razu przychodzi do głowy pewien francuski kierowca ciężarówki, który swego czasu podwoził mnie stopem z Lyonu do Paryża. Claude był absolutnie "tu i teraz" ale nie robił z tego wielkiej hecy, nie dopisywał do tego żadnych filozofii, żadnych ciał bolesnych czy wewnętrznych. 

Opisy bytów i zjawisk psychicznych istnieją oczywiście od dawien dawna. Na Zachodzie duża rewolucja dokonała się za Freuda a potem Junga z ich "nowymi" konceptami podświadomości, id, ego, super-ego, popędu życia i popędu smierci. Ale to wszystko wydaje się sztubackim szkicem w porównaniu z  buddyjskim obrazem człowieka. Buddyzm wyróżnia pięć skupisk, przez co rozumie swego rodzaju konglomeraty znaczeń na tyle gęste że pozwalające na przeprowadzenie podziału pomiędzy: ciałem, uczuciem, percepcją, świadomością i 52 formacjami mentalnymi (jak na przykład uwaga czyli mamasikara albo entuzjazm czyli piti). Aż trudno uwierzyć że ten wyczerpujący opis człowieka, który można studiować latami, powstał przeszło 2500 lat temu.

A więc skoro człowieka już w pełni opisano, czy warto jeszcze pisać książki o duchowości, jak Tolle czy Millman? Czasami myślę że tak, owszem. Ale nie bezpośrednio, nie ma co opisywać skurpulatnie systemu, bo to już zostało zrobione tysiące lat temu. Za to trzeba dawać ujście codziennej mądrości, która się może nagromadzić w nas, a dana komuś może odmienić życie. Jako przykład zacytuję Roberta Pirsiga: So we move down the empty road. I don't want to own these prairies, or photograph them, or change them, or even stop or even keep going. We are just moving down the empty road. Poezja takiego pasażu wyraża to, co trzeba o najgłębszej naturze człowieka.

 

Monday, 7 February 2022

Magia małych dzieci

Wracając do dzieci... Przypomniało mi sie jak kiedyś bawiłem się z córką, która miała wtedy chyba 2.5 roku. Chciało mi się pić i już miałem wstać i iść po wodę gdy mała nagle podeszła do mojego plecaka, wyjęła termos i podała mi go. Zbieg okoliczności? Telepatia? Magia?

    Kiedy takie sytuacje zdarzają sie więcej niż raz, hipoteza "zbiegu okoliczności" chwieje się w posadach. Nie zawsze chodzi o dosłowną magię, czasami to jest zwykły spacer po lesie w czasie którego dziecko, zupełnie otwarte na przyrodę, odkrywa nowe ścieżki, nowe widoki których ja, mimo ze znam ten las jak własną kieszeń, nie odkryłem.
    A ci, co umieją słuchać (i mają na to energię...), wiedzą że z dziećmi takie sytuacje zdarzają się nagminnie. Czy to wynika z dziecięcego nieskrępowania, braku obaw, otwartości? A może z kontaktu z czymś pierwotnym, który to kontakt z wiekiem zatracamy...

Tuesday, 1 February 2022

Dzieci a sens życia

Moja dobra znajoma, U.,  właśnie straciła wiekowego kota i rozstała się ze swoim chłopakiem. Jest z gatunku wiecznych singielek, potrzebujących sporo swojej własnej przestrzeni, łatwo 'uciekających' kiedy coś idzie nie tak w związku. Jednocześnie jest świetna w pracy oraz ma duszę artystyczną! Maluje piekne obrazy. 

Spotkaliśmy się na kolacji i jak zwykle długo rozmawialiśmy. Pierwszy raz słyszałem od niej narzekania na sens życia. "Gdybym zniknęła, nic by się nie zmieniło na świecie". Malejąca satysfakcja z pracy, pustka własnych "małych hobby" wypełniających czas... właśnie czas. 40-letnia samotna, bezdzietna kobieta. Oczywiście nie powiedziałem tego, co przyszło mi do głowy: że posiadanie dzieci rozwiązuje niektóre z tych problemów egzystencjalnych, bo się po prostu nie ma czasu na bycie zdołowanym. Zresztą U., ma zbyt wiele problemów z samą sobą i zdając sobie z tego sprawę od kiedy pamiętam wykluczała posiadanie dzieci. Powiedziałem więc jej tylko że poczucie sensu życia z owym sensem nie ma wiele wspólnego i że jej obecny stan jest chwilowy i minie. Sama prawda.

Przed spaniem zacząłem sobie wyliczać wszystkie bezdzietne kobiety i facetów których znam i problemy demograficzne współczesnego stały się namacalne. Skupiając się na kobietach, bo one są kluczowe, motywy są różne: począwszy od religijnego 'pan Bóg nie dał a in-vitro jest sprzeczne z naturą (tak jakby pozostałe aspekty naszego życia były zgodne z naturą)', poprzez nieciekawe związki z facetami którzy nie chcieli mieć dzieci aż po brak instynktu macierzyńskiego (czystą niechęć do marnowania życia na pieluchy). Tak czy siak ludzkość się starzeje w tempie którego żadne z obecnych struktur państwowych czy społecznych nie są w stanie zaakceptować.