Wednesday, 25 March 2020

Szczęśliwy Lazzaro


Szczęśliwy Lazzaro (reżyseria Alice Rohrwacher, rok produkcji 2018) zaczyna się jak dokument socjologiczny, mający na celu zarejestrowanie jakiejś ubogiej, zacofanej społeczności. Długie, portretowe ujęcia na prostych włoskich wieśniaków, powolny rytm filmu, sprawiają że w pierwszej chwili chciałoby sie przełączyć na coś innego.  Ale po około 30-tu minutach okazuje się że akcja wcale dzieje się w początkach XX wieku ale raczej pod koniec lat 90-tych a połowie filmu następuje nieoczekiwany, magiczny zwrot.

Tytułowy Lazarro jest prostym i naiwnym chłopakiem i przez to zupełnie nie dostosowanym do życia współczesnego, ale przecież nie jest w żaden sposób ograniczony, wręcz przeciwnie, dzięki absolutnej czystości swoich intencji, dzięki prostocie ducha jest bardziej człowiekiem niż większość z nas złapanych w pułapkę konsumpcjonistycznych społeczeństw walczących o pieniądz i trwoniących czas na mass media.

I wreszcie jest ten aspekt magiczności czy świętości, który poruszało wiele książek i filmów. Czy cuda nie zdarzają się tam, gdzie albo nie ma obserwatorów albo są oni tak prości że przechodzą nad cudami do porządku dziennego? Czyż intencje faktycznie nie mają związku z rzeczywistością? Czy magia może zdarzyć się komuś kto chciałby czerpać z niej korzyści? 

Przeczytałem kiedyś takie wspaniałe opowiadanie, w którym uczeń Paracelsusa, po wielu latach spędzonych w jego labolatoriach, stawia przed starcem ultimatum: albo pokażesz mi magię alchemii albo idę do lepszego mistrza. Paracelsus odmawia, mówiąc mu że nie jest gotowy, że jego intencje nie są czyste. Gdy uczeń zamyka za sobą drzwi Paracelsus wyjmuje z paleniska zwęglone resztki róży, wypowiada alchemiczne zaklęcie i róża wraca do pierwotnej formy przepięknego kwiatu.

Troszkę to przypomina fizykę kwantową, w której rzeczywistość zależy od obserwatora. W klasycznym przykładzie: jeśli wiemy przez którą szczelinę przeciśnie się cząsta światła, nie dostaniemy nagrody w postaci przepięknego wzoru interferencyjnego na ekranie. Świat zachowuje się inaczej w zależności od tego, jak dużo chcemy o nim wiedzieć. Może, jeśli zaakceptujemy pewną ilość niewiedzy, świat faktycznie będzie piękniejszy i pełen magii?

Spotkania w czasach wirusa

Prawie codziennie odbywam teraz wirtualne spotkania. W iększości są związane z pracą, ale czasem też pijemy wirtualną kawę z kolegami. Używamy skype, vidyo, skype business, facebook messangera, ale tak na prawdę jest jeden zwycięzca: zoom.us. Po prostu działa najlepiej.  Jeszcze tydzień temu w ogóle nie znałem tej platfomy.

Niby da się pracować ale wszytsko jest troche inaczej. Wolniej. Łączność czasem się rwie. Z wiekszych meetingów ktoś znika a potem jest potrzebny. A znudzona latorośl wchodzi do pokoju żeby trochę poprzeszkadzać.
Po niemalże dwu tygodniach przymusowej kwarantanny zaczynam myśleć że to jednak musi się skończyć, bo inaczej się po prostu wykończymy. Gospodarka leży i zapowada się na katastrofę a jednocześnie miliony młodych zdrowych ludzi, dla których Covid-19 jest nie bardziej niebezpieczny niż grypa, siedzi w domach. To nie jest optymalna strategia i dlatego sądzę że kraje powoli zaczną ją zmieniać. Firmy wystartują z odpowiednio młodymi i zdrowymi pracownikami, wysyłając tylko tych w wieku przedemerytalnym na kwarantannę. Rządy zadbają o skuteczną izolację osób wiekowych. Testy obejmą całe miliony ludzi. Tak po prostu musi być, inaczej Zachód padnie.
 Swoją drogą te testy na Covid-19 wyglądaja na mało wiarygodne. Dużo solidniejszym fundamentem do przyszłych działań jest wiedza że choroba dla odpowiednio młodych nie jest niebezpieczniejsza od grypy, na którą (na powikłania) umiera co roku między 300 a 700 tysięcy osób na planecie.

Tuesday, 24 March 2020

Tutto andra bene

Wśród niektórych z moich włoskich przyjaciół panuje od lat epidemia tutto andra bene.  W przełożeniu na polski powinno to zabrzmieć jakoś to będzie. Przykłady.
U jednego z moich znajomych zostało zdiagnozowane schorzenie wątroby. Nic niebezpiecznego, ale alkohol powinien pójść w odstawkę, bo za parę lat może się to lekkie schorzenie obrócić w całkiem poważne. Tak powiedział lekarz. Tym niemniej Gianni (imię zmienione ze względu na ochronę prywatności), codziennie wypija piwo jako aperitivo i ze dwa kieliszki wina do kolacji. Tutto andra bene
Zdjęcie cyrkulujące ostatnio we Włoskich mediach.
Przykład drugi: dziewczyna kochająca koty. To nic że mieszka na 35 m2 z małym dzieckiem, to nic że ledwo ma czas na pracę, bierze sobie dwa koty. W sumie to najpierw jedną kotkę, która potem zachodzi w ciążę i rodzi małe. Zatrzymują jedne z małych. Mimo zmieniania kuwety 2-3 razy dziennie w domu śmierdzi. Koty też chorują, co kosztuje sporo pieniędzy i czasu. Dziewczyna nie znajduje czasu na pracę, którą ponoć kocha. Ma problemy z przedłużeniem kontraktu. Dziecko ma podrapane dłonie, bo koty są z tych trochę agresywnych. Kto wie jakie choróbska gnieżdżą się w tym domu. No ale tutto andra bene.
Spacerując po San Lorenzo trudno nie wdepnąć w psie gówno. Śmieci po ulicach rozwiewa wiatr. Nie byłoby dziwne gdyby następna epidemia wybuchnęła właśnie tu, wśród pyłów z wysuszonych odchodów na uliach.
I ten aspekt Włoch mnie niepokoi. Co prawda Włochy to cywilizowana północ i dzikie, niecywilizowane południe, ale Rzym należy już do południa. Jeśli COVID-19 przemieści się tutaj to może być sporo gorzej niż na północy. 

Monday, 23 March 2020

It occurred to me

Mój ulubiony cytat z "The Million Dollar Hotel" Wendersa pada z ust TomToma w momencie kiedy zabija się skacząc z dachu: 



Zdjęcie pochodzi z tego bloga
Wow, 
after I jumped 
it occurred to me, 
life is perfect, life is the best.  
It's full of magic, beauty, opportunity, 
and television, 
and surprises, lots of surprises, yeah. 
And then there's that stuff 
that everybody longs for, 
but they only real feel when it's gone. 
All that just kinda hit me. 
I guess you don't really see it all clearly 
when you're - ya know - alive.



Szczególenie owo "it occured to me", które oznacza rodzaj pasywnego zrozumienia. TomTom nie mówi "pomyślałem", mówi "objawiło mi się". Sęk w tym że w polskim czasownik objawić ma silne konotacje religijne a słowa bliskoznaczne jak unaocznić, uwidocznić, ukazać, nie do końca oddają właściwy sens. A przecież większość myśli, z tych prawdziwie odkrywczych, właśnie nam się objawia. Owszem, są metody myślenia, metody dedukcyjne, przydatne w inżynierii czy nauce. Stosowanie tych metod, rozumienie ich, także jest myśleniem, ale wcale nie odkrywczym. Kiedy Isaac Newton odkrył prawo ciążenia jestem pewien że it occured to him.

No i jest ta część TomTomowej wypowiedzi która jest blisko związana z buddyzmem: jest coś czego nie można jasno zobaczyć dopóki jest się żywym. Przy czym w buddyźmie nie chodzi o popełnienie samobójstwa ale o akceptację faktu że 'ja' nie jest realne.

Saturday, 21 March 2020

Dojrzenie w przelocie

Wracam do aptekarki i ukrytych spojrzeń jej rzucanych. Logicznie rzecz biorąc w ułamku sekundy możemy zobaczyć niewiele, ale w przypadku homo sapiens to nie do końca jest prawdą. Umysł skonstruowany jest tak, alby dojrzeć esencję rzeczy, podstawowe rysy twarzy, newlargiczne proporcje i kształty. To trochę jak rozmyta fotografia, która także koncentruje się na esencji i pomija detale. 

Spojrzenia, oprócz długości ich trwania, charakteryzują się intensywnością (napięciem uwagi) oraz intencją (patrzymy aby podziwiać, aby się czegoś dowiedzieć, aby przekazać jakaś wiadomość etc.). Spojrzenie w przelocie często cechuje się zwiększonym natężeniem, koncentracją, byciem "tu i teraz". Dlatego czasem, kiedy dwa takie spojrzenia spotkają się, może nastąpić jeden z tych magicznych momentów, kiedy czas się zatrzymuje, a nasze odczuwanie rzeczywistości potęguję się.  Pamiętamy te momenty długo. Znam też przypadki par które w ten sposób opisują chwilę kiedy zakochali się w sobie.

A tymczasem za oknem ptaki śpiewają jak oszalałe, jest wiosna.

Spojrzenie niosące siłę, extramission: https://www.scientificamerican.com/article/when-our-gaze-is-a-physical-force/




Wednesday, 18 March 2020

Nowa rzeczywistość

Stałem w przedziwnej kolejce do sklepu. Na pustej ulicy ludzie oddaleni od siebie o metr albo i dwa, w większości z twarzami zakrytymi maskami. W sklepie może przebywać tylko pewna licza osób na raz. Przy wejściu dostaje się jednorazowe rękawiczki. Ludzie w sklepie niepewnie się czują stojąc zbyt blisko innych. Spuszczają oczy, raczej nie rozmawiają. Starają się szybko załatwić zakupy.

Wracając przechodzę koło apteki i jak zwykle rzucam okiem do środka, na piękną, młodą aptekarkę. Od kilku dni nie widzę już więcej jej twarzy, nawet nie jestem pewien czy to ona.

Tak jest w Rzymie, dzielnica San Lorenzo, 300 kilometrów na południe od rozpaczliwie walczącej z wirusem Lombardii. Włosi zadają sobie pytanie jest jak do tego doszło, jak to się stało że epidemia wybuchła w Lombardii z taką siłą. Przegląd danych szpitalnych wskazuje wzrost liczby zgonów na zapalenie płuc jeszcze przed wykryciem pierwszych przypadków wirusa, co wskazuje iż wirus pojawił się tam wcześnie i krążył po okolicy zanim jeszcze pierwsze przypadki zostały oficjalnie wykryte.

Na zdjęciu widok ulicy Tiburtiny w sobotę wieczorem. Normalnie ta ulica pełna jest ludzi, zwłaszcza w wieczory weekendowe, gdyż jest blisko Uniwersytetu La Sapienza. Tiburtina wyznacza granicę dzielnicy San Lorenzo, pełnej niedrogich barów, restauracji i studentów spotykających się w grupach na uliczkach i placach. Teraz wieczorami krążą tylko samochodzy policji, z niebieskimi światłami na dachach i partolują ulice. 

Jak będzie wyglądał świat potem? Za miesiąc? Za pół roku?

Friday, 13 March 2020

Jusqu'au bout

Nieważne jaki temat rozważamy. Zgłębiając go dostatecznie do reszty, "jusqu'au bout" - jak mawia Christoph Laloi, dokopujemy się do całego wszechświata znaczeń, aspektów, asocjacji. Dochodzimy do miejsca gdzie znaczenie pojęć rozmywają się, do granicy języka. To taka nasza Zachodnia nirwana, osiągana na sposób filozoficzny, nie prowadząca do wiedzy innej niż ta, że świat jest skomplikowanym, pełnym połączeń i nie dającym się opisać słowami bytem. Więc trzeba brać życie na spokojnie.



Saturday, 7 March 2020

Właściwy stopień rozmycia

W latach mniej więcej od 2000 do 2005 pociągało mnie robienie zdjęć rozmytych w nocy. Były to czasy fotografii analogowej i film reagował na takie trudne warunki inaczej niż dzisiejsze wielomegapixlowe matryce. Technika była prosta: robiło się zdjęcia z ręki, z czasem rzędu sekundy. Oczywiście wszystko było poruszone, ale istnieje taki stopień rozmycia, kiedy kształy mają już trochę abstrakcyjną, pozbawioną nieważnych szczegółów formę a jeszcze nie wpadają w chaos, który wbrew pozorom generuje więcej tych zwodniczych szczegółów.

Kiedy rozmycie jest optymalne, zwykłe przedmioty nabierają swoistej głębi i piękna o które byśmy je nie podejrzewali.  Budynek staje się tajemniczą bryłą o nieznanej konsystencji, okupującą przestrzeń na sposób gemetryczny. Schody z gracją przechodzą do normalności nad swoją powtarzalnością. Spacer po nocnym mieście zamienia się w próby złowienia takich sytuacji. Badanie własciwego stopnia rozmycia było dla mnie jak poszukiwanie optymalnej głębi ostrości w zdjęciach portretowych.


Niektórzy dostrzegali w moich zdjęciach poczucie alienacji, bo prawie nie było na nich ludzi, bo były robione w nocy. Mnie nie przekonuwało to wyjaśnienie, ale też nie mogę powiedzieć abym sam dokładnie rozumiał dlaczego tak wtedy fotografowałem.


W każdym razie była w tych obrazach siła. Pierwszy raz wystwaiłem je na festiwalu fotografii Boutographies w Montpellier. W tym roku festiwal obchodzi 20-tą rocznicę i postanowili zrobić ścianę zdjęć z poprzednich edycji. I poprosili o konkretne zdjęcie - niestety ale wcale nie moje ulubione - w wysokiej rozdzielczości. Znalazłem negatyw, odkurzyłem skaner, zeskanowałem,  poprawiłem kurze i kolowy i wysłałem. Oto ono. Zrobione na klatce schodowej akademika Triolet w północnym Monpellier w styczniu 2003.

PS. Japoński fotograf Hiroshi Sugimoto miał kiedys serię zdjęć budynków wykonanych podobną techniką, nieostrych. Ciekawe że w filmie 'Contacts' mówi o tej nieostrości jako o sposobie na dotarcie do 'pierwszej myśli architekta' który projektował dany budynek.


Thursday, 5 March 2020

Faza

W mojej pracy czasami muszę wstać o 5 rano, pojechać do sali kontroli akceleratorów i odsiedzieć 8 godzin szychty. Jeden z operatorów złamał nogę i jego szychty zostały podzielone pomiędzy fizyków.


Dziś serwujemy ksenon, złoto i hel. Trzy źródła jonów pracują na całego, ogromne struktury Unilaca wypełnione są megawatami mikrofalowej energii służącymi do tego, aby te jony popychać do przodu, formować z nich wiązkę. Te wielkie zbiorniki wykonane są z mikrometrową precyzją, bo niedoskonałości prowadzą do drobnych przesunięć w częstotliwości lub fazie pól elektrycznych które z kolei mogą doprowadzić do destrukcji wiązki.


O 6 rano myśli są trochę dziwne. Mam wrażenie że słowa częstotliwość i faza robią z tych niesamowicie szybkich drgań pola eketromagnetycznego w środku zbiorników Unilaca (107 milionów razy na sekundę) coś statycznego. Dwa słowa aby opisać niesamowicie szybki proces harmonicznych drgań. Częstotliwość wydaje się dość trywialna. Liczba drgań na sekundę, taka sama w całym zbiorniku. Ale faza? Słowo o pochodzeniu oczywiście greckim.

Ruch harmoniczny jest powtarzalny, jak koło. Faza jest sposobem opisu w którym punkcie koła jesteśmy w danym momencie. Sama faza drgania nie ma wielkiego znaczenia, ale różnica faz pomiędzy różnymi elementami systemu jest krytyczna. Bez niej nie ma przyśpieszania.

Faza to przykład dość trywialnego słowa które jest trudne do opisania ale koncept za nim tkwiący jest dość łatwy do uchwycenia. Niezbyt przydane w życiu codziennym, słowo faza jest w technice niesamowicie porzydatnym narzędziem.

Wednesday, 4 March 2020

Wirus

Lecę z Rzymu. Lotnisko Fiumicino jest tylko trochę pustsze niż można byłoby się spodziewać. Wielu pasażerów chodzi w maskach. Ludzki umysł jest niesamowicie wyćwiczony w zgadywaniu wieku, rasy, urody, ba nawet charakteru osoby. Maski oczywiście przeszkadzają, ale umysł próbuje zgadywać mimo nich. Wychwytuje gesty, kształt ciała, fakturę skóry koło oczu, kolor włosów. Taka masa informacji.


Wirus nie należy do miłych. Jest około dwa razy bardziej zaraźliwy niż grypa. Wielu ludzi przechodzi go bez sympromów albo jak trudniejsze przeziębienie, ale są i tacy co na niego umierają. Śmiertelność jest całkiem spora, bo okolo 10-20 razy większa od zwykłej grypy. Te dwie liczby: trochę zwiększona zaraźliwość i znacznie większa śmiertelność, sprawiają że zglobalizowana cywilizacja pada. Na grypę corocznie zapadają miliony. W Polsce na przykład w zimie 2018/19 zachorowało około 3.3 miliona osób a zmarło około 3500-16000 (dokładnie nie wiadomo). Dane z: https://rcb.gov.pl/grypa-w-sezonie-epidemicznym-2018-2019-w-polsce-i-europie/ . W przypadku koronawirusa należałoby sie spodziewać około 6-ciu milionów zachorowań i... 120-600 tysięcy zgonów! A więc nie ma żartów!


Siedzę na lotnisku i zastanawiam się czy to nie zmierzch cywilizacji takiej, jaką była. Zachłysnęliśmy się tanią technologią z Chin, możliwością wpółdarmowego podróżowania. Masy migrantów przemieściły sie między krajami i kontynentami i non stop podróżują odwiedzić rodziców, dzieci, przyjaciół. Planeta stała się niemalże jak wioska. A teraz przychodzi płacić za to rachunek.

Monday, 2 March 2020

Maszyna

Kiedy myślę 'maszyna' to gdzieś w podświadomości mam obraz czegoś mechanicznego, czegoś, co jest przeciwieństwem biologicznego ciała. Może to dlatego że mój ojciec był inżynierem mechanikiem i w domu była masa książek o maszynach. I dlatego ciągle czuję pewien dysonans kiedy każą mi myśleć o komputerach jako o maszynach. Termin 'uczenia maszynowe' zawiera w sobie jakiś dysonans. A przecież, w ramach najbardziej ogólenj definicji cybernetycznej maszynami jesteśmy także my - ludzie - jak i wszystkie żywe stworzenia. Zaczynam mieć wrażenie że znaczenie słowa 'maszyna' jest rozciągane jak gumka recepturka i że za chwilę pęknie i nie będzie znaczyć już nic.