Sunday, 31 May 2020

Noting, knowing, letting go. Buddyzm a literatura.

Jak długo trwa najkrótsza chwila którą jesteśmy w stanie zauważyć? Najkrótszy moment? Nie chodzi o zdarzenie, które może trwać mikrosekundy ale jego slad pozostaje w zmysłach, jak na przykład błysk pioruna.  Chodzi mi o poczucie tego momentu, o kwant naszego własnego istnienia. O wydech rozłozony na części składowe.  O najkrótszą chwilę część teraźniejszości którą jesteśmy w stanie odróżnić.

Czy to pytanie w ogóle ma sens? Czy podział continuum czasowo-przestrzennego nie jest arbitrarny? Czy ostateczną granicą percepcji jest najkrótszy interwał czasowy, czy to tylko konstrukcja myślowa, wynikająca z logiki a jednak nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością, bo nasze umysły, w przeciwieństwie do komputerów, są analogowe?

Badanie najkrótszych kwantów teraźniejszości wymaga skupienia na każdej chwili. Potrzeba aby świadomość ani na chwilę nie dryfowała we wspomienia, plany czy analizy, bo świadomość jest jednocześnie narzędziem do badania rzeczywistości, narzędziem które (niemal) nie może spełniać kilku funkcji na raz. W polu widzenia świadomości, w danym ułamku sekundy może być jedna rzecz. Może dwie...? Ten aspekt świadomości nazywamy uwagą.

Funkcją uwagi jest... zauważanie (noting).  Fundamentalny proces zauważania jest jednak złożony.  Czy zauważamy wszystkie bodźce docierające do naszych zmyslów? Czy słyszymy wszystkie dźwięki które docierają do naszych uszu? Otóż nie, zauważanie zawiera pierwszy filtr, który przepuszcza wgłąb umysłu tylko rzeczy ważne, odstające od normy. Ile razy patrzymy na coś "nie widząc"?  Spojrzenie nie widzące, spojrzenie bez uwagi, to jedno z najczęstszych spojrzeń jakie rzucamy światu.

Ilość bodźców docierających do tego miejsca, gdzie mogą zostać zauważone, jest porażająca. Mamy szanse ogarnąć wszystkie tylko w odosobnieniu. W medytacji zauważanie przypomina radar skanujący bezpośrednią rzeczywistość i przepuszcający (prawie) wszystkie, nawet drobne spostrzeżenia wgłąb umysłu w kolejności ich pojawiania się. Wdech, myśl, zapach, stuk u sąsiadów, koniec wdechu, zdrętwienie nogi, swędzenie w karku, wydech, ciepło w brzuchu, lekkie ukłucie, wydech, wydech, koniec wydechu, energie krążąca w całym ciele... Kilkanaście wrażeń bodźców, doznań na sekundę. Kiedy medytujemy to te wszystkie zdarzenia nie tylko zostają zauważone w sposób bierny i automatyczny ale i dostają się pod reflektor świadomości. A funkcją świadomości jest wiedzieć. 

W medytacji wschodniej wszystko co zauważamy powinno dostawać się do świadomości. Pełnia życia to zycie tu i teraz, bez żadnego automatyzmu, bez odfiltrowywania czegokolwiek. Świadomość ma niesłychanie mało czasu żeby coś z tym ciągiem spostrzeżeń zrobić. Nie może zacząć badać pojedyńczych wrażeń, bo wtedy umkną jej następne, więc jedyne co może to dowiedzieć się o zdarzeniu i przejść do następnego. W ten sposób świadomość ani na chwilę nie zagłębia się w analizę, zawsze pozostaje w bezpośrednim kontakcie z bezpośrednią rzeczywistością.

Literatury (piękna) natomiast wyłapuje co ciekawsze z tych odczuć docierających  do uwagi, wyłapuje szczególnie te najulotniejsze, najmniej oczywiste i bada je. To badanie, porównywanie do czegoś innego, opisywanie, odkrywanie esencja literatury, jej raison d'être.  Literatura sprawia że otwierają nam się oczy na coś, czego doświadczamy a z czego nie zdajemy sobie sprawy. 

I tak między medytacją wschodnią a literaturą jest częściowa animozja. W literaturze, łapiąc rzeczywisość za ogon jednocześnie wychodzimy z niej, przynajmniej na tą chwilę kiedy właśnie odkryliśmy w sobie jakieś nowe odczucie, myśl i z zachwytem i zdziwieniem obracamy je na wszystkie strony podziwiając i ubierając w słowa. Bo w literaturze to właśnie słowa służą odkrywaniu. Medytacja wychodzi poza słowa. Odrzuca każdą próbę opisu czegokolwiek. Chce być jak najbliżej rzeczywistości, przylegać do niej tak blisko, aby pomiędzy uwagą i rzeczywistością nie było żadnej przestrzeni, nawet na słowa.




Friday, 22 May 2020

Mit otwartej nauki

Normalnie, jak większość jajogłowych technokratów, pracuję w biurze. Moja praca polega na programowaniu, ustawianiu parametrów maszyn, modelowaniu, rozmawianiu z ludźmi, zastanawianiu się i czytaniu artykułów. W normalnych czasach (czy powrócą jeszcze?) dziennie przeglądałem 3-4 artykuły a jakiś jeden ciekawszy drukowałem sobie do przeczytania w domu (inna sprawa że często w końcu i tak go nie czytałem).
Ale czasy normalne skończyły się i z bólem musiałem sie przekonać że nauka nie jest wcale taka wolna i dostępna jak to się wydaje zza biurka w pracy. Większość artykułów jest dostępna ale z sieci mojej instytucji. W momencie kiedy próbuje się taki artykuł pobrać będąc podłączonym do dowolnej innej sieci wifi, wyskakuje strona z pytaniem o login albo prośbą o całkiem spore sumy w dolarach czy euro. Ba, znalazłem moje własne artykuły za które musiałbym zapłacić (a te pieniądze oczywiście nie wpływają na moje konto, wszystko zatrzymuje sobie wydawca).

Oczywiście nie jest to dla mnie nowością, dobrze wiedziałem że wiele naukowych periodyków nie jest otwarta, ale nie zdawałem sobie sprawy ze skali tego zjawiska. Praktycznie bardzo trudno parać się nauką jeśli nie pracuje się w instytucji która ma podpisany kontrakt ze Springerem i tym podobnymi. Na prawdę trudno. Tym bardziej doceniam wysiłki tych pracujących na rzecz open science.

Sunday, 17 May 2020

Bronika

Fotografowanie moją starą Broniką 6x6 to esencja przyjemności fotograficznej oraz swoisty sposób na uprawianie filozofii obrazu. Zacznijmy od jakości: świat oglądany przez obszerny system optyczny Broniki jest bardziej wyrazisty, plastyczniejszy, w pewnym sensie bardziej rzeczywisty niż świat oglądany naocznie. Ten efekt widziałem w większości aparatów średnio i wielkoformatowych. Ba, niektóre lustra, te niemal nieskazitelne, też potrafią odwzorowywać świat w podobny sposób. Aspekt plastyczny rzeczywisotści zostaje uwypuklony, detale, światła, cienie i odcienie kolorów jakby wychodziły z ukrycia w który wpycha je nasze zwykłe, praktyczne podejście do patrzenia na rzeczy.

Dokładnie odwrotnie dzieje się w aparatach elektronicznych, przeziernikowych czy małoobrazkowych. Oglądany poprzez te urządzenia świat jest płaski i trzeba wiekszej wyobraźni i myślenia aby fotografować. Ten ciekawy fenomen obserwuję od lat ale wciąż nie mam dla niego zupelnie satysfakcjonujacego wyjaśnienia. 

Wreszcie fakt że w aparatach tradycyjnych między okiem a rzeczywistością nie ma niczego nieprzeźroczystego, podczas gdy w aparatach elektronicznych sensor zabija obraz po to aby go zamienić w ciąg elektronicznych impulsów, w plik, który potem jest odtwarzany. W Bronice nie ma tego, nie ma inferfejsu, jest światło od początku do końca to samo, bez przerw. Jest dotykanie rzeczywistości okiem.

Monday, 11 May 2020

Terremoto

To był nagły hałas a łóżko zaczęło podskakiwać w sposób który nie tylko nas obudził, ale i porządnie wystraszył. Trwało to parę sekund. Wyskoczyliśmy z łóżka, ale już był spokój. Rozeszliśmy się po pokojach, ale wszystko było w porządku. Światło było zapalone tylko w dwu czy trzech oknach. Dziecko spało.  Jednocześnie gdzieś niedaleko budziła się burza. Słychać było grzmoty. Wróciliśmy do łózka nie będąc pewnymi czy było to trzęsienie ziemi czy uderzenie pioruna gdzieś blisko.

https://roma.repubblica.it/cronaca/2020/05/11/news/forte_scossa_di_terremoto_a_roma_e_provincia-256273374/

Włochy wydają sie o wiele bardzie niebezpiecznym krajem niż Polska. Masowa migracja, wojny gangów, mafia, zawalenie się wiaduktu w Genui, kilkadziesiąt tysięcy ofiar Covida-19, trzęsienia ziemi. W porównaniu z tym Polska jest oazą spokoju.


Sunday, 10 May 2020

Divertire

We włoskim bawić się oznacza divertire (albo giocare, ale najpierw skupmy się na divertire - to have fun), czyli odwrócienie się, rozproszenie, zmiana trajetorii, odejście. Od czego? Prawdopodobnie od rzeczywistości.

A w polskim bawić się pochodzi od słowa być! Bawiąc się nie odwracamy się od rzeczywistości, a zaczynamy być na prawdę.

Co ciekawe: tylko w polskim zabawa dzieci i dorosłych jest opisywana tym samym słowem. Po włosku: bambini giocano, adulti si divertono. Po francusku les adults s'amuse (albo ont plaisir - mają przyjemność). Po angielsku children play a adults have fun.

Czyli mamy bardzo różne podejście do zabawy niż inne nacje. Jakie to piekne!

Thursday, 7 May 2020

Powrót żebraków

Przez półtora miesiąca nie widziałem żadnego żebraka. Ulice Rzymu były wyludnione i żebracy gdzieś zniknęli.  Teraz powrót do normalności: wczoraj w trakcie krótkiego spaceru dwa razy byłem pytany czy mam drobne. 

Jak ktoś myśli że żebractwo to problem ludzi którzy popadli w tarapaty i usiłują z nich się wydostać, to raczej jest w błędzie.  Na San Lorenzo żebracy są ci sami od lat.  Najczęściej są to imigranci z Afryki, Cyganki ale zdarzają się i rodowici Włosi. Pod supermarketem zawsze ta sama korpulentna Murzynka, zwykle uśmiechnięta, teraz w przepisowej maseczce. Pod drugim supermarketem gość żebrzący "na odległość", wołający przez całą ulicę "masz drobne?" - nawet nie wiem dokładnie jak wygląda. Brakuje tylko tej starej cyganki pod barem "Była sobie raz kawa", bo bary jeszcze nie są otwarte.

A tymczasem nawet we Włoszech brak ludzi do pracy. Rolnictwo opiera się na nielegalnych imigrantach, najczęściej z Indii lub okolic. Pracują za grosze, ale nie żebrzą. Teraz, w związku z zaostrzonymi kontrolami, lockdownem, wielu z nich zniknęło a pozostali boją się iść do nielegalnej pracy bez dokumentów. Problem systemowy.

Oprócz powrotu żebraków koniec lockdownu to także powrót miejskiech hałasów i spalin i skąpo ubranych dziewczyn na ulicach. I pierwsze nieśmiałe spotkania na placu, niektórzy w maskach, dzieci ciągle uspokajane aby się nie obejmowały. Pierwsza wizyta znajomych na tarasie. Pierwszy wyjazd do rodziny na wieś, gdzie dało się jakoś tak głębiej odetchnąć.

Monday, 4 May 2020

Jakość prasy internetowej

W ostatnich czasach rośnie liczba głupich błędów pojawiających się na dużych portalach internetowych. Na przykład wczoraj na onecie:

Żródło: onet.pl



Raz czy dwa taka wpadka to zwykła wpadka, ale wydaje mi się że częstość występowania tego rodzaju kardynalnych błędów wynika albo z przemęczenia redaktorów albo ze zwykłej bezmyślności. I trochę mnie to przeraża, bo jakość pracy tych ludzi tam na prawdę spadła!

Źródło: rp.pl
Inną sprawą pokazującą skalę bezmyślności (a może intencyjne działanie) jest nałogowe ogłaszanie w nagłówkach że mamy tyle a tyle zakażonych koronawirusem. Tym razem przykład z Rzepy.
Źródło: worldmeter.info
Oczywiście nagłówki muszą być chwytliwe a wewnątrz artykułu jest wyjasnione że chodzi o ilość przypadków wykrytych, ale sam nagłówek jest boleśnie błędny i ogłupiający. Te 14 tysięcy to liczba testów które wyszły pozytywnie. W międzyczasie 4 tysiące ludzi wyzdrowiało (oficjalne dane z worldmeter) a w ogóle liczba zakażonych jest na pewno wielorotnie wyższa od liczby pozytywnych testów. I tak niedokładność goni niedokładność, niedpowiedzenie goni niedopowiedzenie, a przecież was państwo redaktorzy czytają miliony ludzi. Czy to nie jest nieodpowiedzalne wciskać im niezupełną prawdę?

Saturday, 2 May 2020

Drugoplanowe skutki lockdownu

Lockdown to z jednej strony opanowanie pandemii wyrażające się w normalizacji sytuacji w szpitalach, domach starców i na cmentarzach, z drugiej zapaść ekonomiczna, wzrost bezrobocia, wzrost liczby samobójstw, depresji, chorób związanych ze społeczną izolacją i strachem, wzrost liczby ofiar przemocy domowej i fala rozwodów. To są sprawy ważne o których pisze się miliardy słów.

Ale lockdown to także sytuacja w której niekórzy rodzice, pierwszy raz od wielu lat, spędzają naprawdę czas z dziećmi, w której wiele osób ma czas spokojniej pomyśleć o życiu i spojrzeć z dystansem na swoją pracę. Niektórzy na własnej skórze doświadczają jak to jest być eremitą, i to w środku miasta, inni odczuwają tą sytuację jak bycie więzionym i doceniają znaczenie wolności. Włosi pierwszy raz w życiu doświadczają kolejek do sklepów spożywczych, co było normą w Polsce w latach 80-tych. Dla wszystkich lockdown oferuje jakieś to nowe doświadczenia.

Czwartego maja, po półtorej miesiąca zamrożenia kraju, Włochy zaczynają odmrażanie gospodarki. Inne kraje zaczęły już wcześniej, inne zaczną później. Nauczymy się żyć z tą nową chorobą, która dotyka głównie starszych i słabszych. Na szczęście dla wszystkich wiele początkowych obaw nie sprawdziło się. Poza pojedyńczymi przypadkami choroba nie rozniosła się po południowych Włoszech po tym jak fala ludzi z Lombardii wróciła na południe w przededniu głoszenia zamknięcia Lombardii. Zgony w USA zmierzają w strone 100 tysięcy - nic w porównaniu z początkowymi szacunkami mówiącymi o 2 milionach. Jest to prawdopodbnie mniej więcej tyle, co roczna ilość zgonów z powodu grypy. Mam nadzieję że gospodarka nie oberwałą aż tak, jak szacują niektórzy ekonomiści. Obok domu w którym mieszkam jest duży magazyn komponentów dla budów który przez cały czas był wpół-otwarty, choć nie powinien. Policja przymykała oczy. We Włoszech takich nieoficjalnie "wpółotwartych" firm było na pewno dużo. Gospodarka wróci do sił szybciej niż myślimy.