Przez półtora miesiąca nie widziałem żadnego żebraka. Ulice Rzymu były wyludnione i żebracy gdzieś zniknęli. Teraz powrót do normalności: wczoraj w trakcie krótkiego spaceru dwa razy byłem pytany czy mam drobne.
Jak ktoś myśli że żebractwo to problem ludzi którzy popadli w tarapaty i usiłują z nich się wydostać, to raczej jest w błędzie. Na San Lorenzo żebracy są ci sami od lat. Najczęściej są to imigranci z Afryki, Cyganki ale zdarzają się i rodowici Włosi. Pod supermarketem zawsze ta sama korpulentna Murzynka, zwykle uśmiechnięta, teraz w przepisowej maseczce. Pod drugim supermarketem gość żebrzący "na odległość", wołający przez całą ulicę "masz drobne?" - nawet nie wiem dokładnie jak wygląda. Brakuje tylko tej starej cyganki pod barem "Była sobie raz kawa", bo bary jeszcze nie są otwarte.
A tymczasem nawet we Włoszech brak ludzi do pracy. Rolnictwo opiera się na nielegalnych imigrantach, najczęściej z Indii lub okolic. Pracują za grosze, ale nie żebrzą. Teraz, w związku z zaostrzonymi kontrolami, lockdownem, wielu z nich zniknęło a pozostali boją się iść do nielegalnej pracy bez dokumentów. Problem systemowy.
Oprócz powrotu żebraków koniec lockdownu to także powrót miejskiech hałasów i spalin i skąpo ubranych dziewczyn na ulicach. I pierwsze nieśmiałe spotkania na placu, niektórzy w maskach, dzieci ciągle uspokajane aby się nie obejmowały. Pierwsza wizyta znajomych na tarasie. Pierwszy wyjazd do rodziny na wieś, gdzie dało się jakoś tak głębiej odetchnąć.
Oprócz powrotu żebraków koniec lockdownu to także powrót miejskiech hałasów i spalin i skąpo ubranych dziewczyn na ulicach. I pierwsze nieśmiałe spotkania na placu, niektórzy w maskach, dzieci ciągle uspokajane aby się nie obejmowały. Pierwsza wizyta znajomych na tarasie. Pierwszy wyjazd do rodziny na wieś, gdzie dało się jakoś tak głębiej odetchnąć.
No comments:
Post a Comment