Normalnie, jak większość jajogłowych technokratów, pracuję w biurze. Moja praca polega na programowaniu, ustawianiu parametrów maszyn, modelowaniu, rozmawianiu z ludźmi, zastanawianiu się i czytaniu artykułów. W normalnych czasach (czy powrócą jeszcze?) dziennie przeglądałem 3-4 artykuły a jakiś jeden ciekawszy drukowałem sobie do przeczytania w domu (inna sprawa że często w końcu i tak go nie czytałem).
Ale czasy normalne skończyły się i z bólem musiałem sie przekonać że nauka nie jest wcale taka wolna i dostępna jak to się wydaje zza biurka w pracy. Większość artykułów jest dostępna ale z sieci mojej instytucji. W momencie kiedy próbuje się taki artykuł pobrać będąc podłączonym do dowolnej innej sieci wifi, wyskakuje strona z pytaniem o login albo prośbą o całkiem spore sumy w dolarach czy euro. Ba, znalazłem moje własne artykuły za które musiałbym zapłacić (a te pieniądze oczywiście nie wpływają na moje konto, wszystko zatrzymuje sobie wydawca).
Oczywiście nie jest to dla mnie nowością, dobrze wiedziałem że wiele naukowych periodyków nie jest otwarta, ale nie zdawałem sobie sprawy ze skali tego zjawiska. Praktycznie bardzo trudno parać się nauką jeśli nie pracuje się w instytucji która ma podpisany kontrakt ze Springerem i tym podobnymi. Na prawdę trudno. Tym bardziej doceniam wysiłki tych pracujących na rzecz open science.
No comments:
Post a Comment