Wednesday, 29 March 2023

Skutki zdarzeń nieprawdopodobnych

Obrazek wygenerowany przez DALL-E.

Chyba każdy z nas nosi w sobie wspomnienie zdarzeń które nie powinny mieć miejsca, zdarzeń tak nieprawdopodobnych jak wyrzucenie szóstki 10 razy pod rząd. Może niektórzy zapomnieli albo wręcz nie spostrzegli tych zdarzeń, bowiem zwykle nie niosą ze sobą one żadnych wielkich konsekwencji, zupełnie jakby były wrzuceniem kamienia do oleistej cieczy na powierzchni której fale natychmiast wygasają. Są tacy, co twierdzą że te zdarzenia to jedynie aberracja poznawcza naszego umysłu, który tak jest wytrenowany w znajdywaniu powiązań, że dostrzega nawet te najmniejsze ignorując całe oceany zdarzeń nie powiązanych. Być może. Ale są też ludzie, jak C.G. Jung, którzy byli tymi zdarzeniami zafascynowani podobnie jak ja.

Dla zdarzeń mało prawdopodobnych (a raczej nieprzewidywalnych, a to nie to samo) o wielkich konsekwencjach ukuto nazwę: black swan events. Mówi się że wynalazek internetu był jednym z takich zdarzeń. Albo upadek Rosji sowieckiej (jak widać z perspektywy czasu - nieskuteczny).

Czy siłę sprawczą zdarzeń można jakoś oszacować? Czy istnieje dla niej miara? Może możnaby użyć pomysłów z fizyki, z teorii zaburzeń? Patrzeć jak bardzo dane zdarzenie zaburza końcowy stan układu. Tylko, jeśli to zdarzenie już nastąpi, skąd mamy wiedzieć jaki byłby stan końcowy gdyby ono nie nastąpiło? Z punktu widzenia fizyka jest tu jeszcze wiele do przemyślenia zanim teoria nabierze kształtów.


Saturday, 25 March 2023

Czasy AI

Właściwie to w sam czas nadeszła era generatywnej sztucznej inteligencji. Właśnie teraz, gdy wszystkie powieści zostały już napisane, wszystkie możliwe fotografie i wszystkie możliwe obrazy stworzone... Ba, wszystkie możliwe scenariusze filmowe zostały zekranizowane. Nawet muzyka... właściwie wszystko, co było do osiągnięcia, już zostało osiągnięte. Co prawda jeszcze piszę artykuły naukowe, ale już korci aby się wspomóc AI. Zresztą czy się nie wspomagam używając choćby grammarly który załatwia to co mnie zawsze najbardziej nękało w angielskim?

Dzisiaj Bing - vel ChatGPT - odezwal sie do mnie... na skype. Bez pytania wślizgnął się do moich kontaktów i zagadał: "Hello jestem Bing, sztuczna inteligencja". Zapytałem tą zbiorową mądrość cywilizacji internetowej czy świat jest poznawalny. Odpowiedział w sposób którego się, przynajmniej częściowo, nie spodziewałem. Napisał że niektórzy sądzą że ilość informacji we wszechświecie jest skończona, więc istnieją granice poznania. Z drugiej strony, i to bardziej do mnie przemawia, powołał się na argument że, kiedy jest się częścią czegoś, to zawsze można to poznać.

Zapowiada się na interesującą konwersację. Prawie tak jak kiedys za czasow studenckich nad kieliszkiem wódki... Tylko będzie mi brakować tej onomatopeicznej i semantycznej twórczości jaką można mieć tylko we własnym języku który zna się od podszewki tak bardzo, że tworzenie nowych jego form jest niemalże świętym obowiązkiem.


Friday, 17 March 2023

Ogrodnik

Wiosna na dobre i bez wątpienia zawitała nad brzegi Limmatu więc odwiedził mnie ogrodnik, Kurt, człowiek o niebotycznym spokoju, jasnych oczach oraz zaawansowany praktykant jogi. Nie trzeba być psychologiem żeby widzieć iż jego spokój, pogoda ducha, jego joga, to efekty długotrwałego, wieloletniego wysiłku aby nie wpaść w coś dokładnie przeciwnego, w jakąś otchłań nerwicy, szaleństwa czy innego demona.  A może nawet był to wysiłek aby z takowej otchłani wyjść, aby to, co złe i słabe, zamienić w dobro, jednym słowem aby wrócić do zdrowia, który jest stanem naszym naturalnym, danym nam na początku. Może dlatego ciężkie choroby dzieci są tak trudne do zniesienia?

W ogólnie pojętej medycynie są dwa zasadnicze działania: odjęcie tego, co szkodzi i dodanie tego, co leczy. W medycynie Zachodniej oczywiście głównie się dodaje, bo odejmowanie rzadko przynosi zyski a poza tym to, co człowiek ma, jest jego własnością. Mamy prawo do naszych nawyków, nawet jeśli ciągną nas one w chorobę. Taka jest nasza Zachodnia wolność: powinniśmy móc robi co nam się żywnie podoba a i tak mieć godne życie i być akceptowanymi przez nowoczesne społeczeństwo. O to walczą te wszystkie ruchy LGBTAIQ, swobód seksualnych, feministki i tak dalej.


Mój ogrodnik jednak w ogóle niczego nie dodawał. Zajmował się jedynie obcinaniem i usuwaniem. Z róż pozostały smutne badyle i obietnica że za kilka miesięcy obsypią się kwiatami. “Obcinam najstarsze pędy i gałęzie” - mówił - "to daje impuls roślinie aby wypuścić nowe, mocne". Oto jedna z tych prostych mądrości, o których jednak zapominamy albo raczej zaczynamy stosować ją coraz bardziej wyrywkowo, jakby w przekonaniu że prawa natury przestały dotyczyć niektórych aspektów naszej cywilizacji. 


Przycinanie tych kilku roślin w malutkim ogródku zajęło nam przeszło dwie godziny. Ogrodnik często długo przyglądał się krzewowi zanim zdecydował które gałęzie i jak uciąć. Kiedy skończył mieliśmy do wywiezienia cały kontener gałązek i gałęzi. Pogadaliśmy jeszcze trochę o życiu, o tym że wielu joginów ma problemy z kolanami i że ten krzew bzu, który rozrósł się jak drzewo, trzeba będzie na jesieni mocno przystrzyc.



Monday, 13 March 2023

320d

Kupiłem ją nie dlatego że była szpanerska, praktyczna czy super szybka. Kupiłem ją bo mi się bardzo podobała. To było prawie 11 lat temu i nie żałuję, bo przez te wszystkie lata, zerkając na nią, często myślałem sobie "jakie ładne auto"! Moja biała beema, 320d.

 Ta maszyna to prawdziwy połykacz szos i autostrad. Wydawało się że mknięcie po niekończącej się nitce asfaltu było jej stanem naturalnym. W ciągu 11 lat zrobiłem nią prawie 280 tysięcy kilometrów. Oprócz chwilowych szaleństw na niemieckich autobahnach paliła ciut mniej niż 5 litrów diesla na sto kilometrów. To oznacza że przepaliła 14000 litrów paliwa (z grubsza pół ciężarówki-cysterny!). Zakładając, mocno optymistycznie, że kiedy w niej siedziałem to jechała 80 km/h, można oszacować że spędziłem siedząc na jej wygodnym fotelu jakieś 150 dni. To pewnie prawda bo pamiętam bóle pleców. Ma się je po siedzeniu w najwygodniejszych fotelach. A przecież nawet zdarzyło mi się nawet spać w mojej beemce!

Nigdy mnie nie zawiodła. Tyle słyszałem o psujących się bawarskich dziełach, ale ta była odporna. Serwisowałem ją zawsze w garażu BMW i koniec końców wcale nie wyszło to jakoś bardzo drogo. Jakby stereotypowe opinie dotyczące bawarskich samochodów jej nie dotyczyły. Oczywiście nie było tak zupełnie różowo. Dwa spotkania z krawężnikami kosztowały mnie po około 2-3 tysiące euro każdy. Ale to była moja wina.  

Sprzedałem ją za więcej niż jedną dziesiątą ceny którą za nią zapłaciłem. Ale prawdziwe dziwy zaczynają się kiedy myślę o chłopaku który ją kupił. A mianowicie chłopak ten mieszka... tam gdzie ja mieszkałem 11 lat temu. W drewnianym domku pośród drzew nad wodospadem. Co więcej, kiedy podpisywaliśmy kontrakt okazało się że jest o 11 lat i jeden dzień młodszy ode mnie. 

Jest to koincydencja bez żadnych konsekwencji, ale świadczy o jakiejś magii tego czasu i tego miejsca. Skłania do pomyślenia. O upływie czasu, o zadziwiających sekwencjach zdarzeń które układają się w nasze życia, które, gdyby przyjrzeć się im dokładniej, pełne są swoistej magii, jakby ludzkie istnienie było w stanie zaburzać mechanistyczne pole prawdopodobieństwa które rządzi zdarzeniami świata nieożywionego. 

Sunday, 5 March 2023

O niemożliwości portretu

 Beata w Beskidzie Żywieckim, 2022
Najczęsciej robię zdjęcia sytuacyjne, to znaczy jestem   gdzieś z dziećmi lub znajomymi, wyciagam X100 albo   ifona i cyk, usiłuję złapać jakieś szczególne światło, gest, perspektywę. Robię masę zdjęć, o wiele za dużo, leniwie ufam temu że ilość przejdzie w jakość i przy odrobinie szczęścia jedno na sto ładnie się komponuje. 

Czasami jednak, dużo rzadziej niż bym chciał, robię portrety bardziej formalne. Do tego zwykle biorę Bronikę albo Canona z dobrym obiektywem, bo formalna sytuacja wymaga sprzętu wyglądającego poważnie (no i oczywiście dla jakości zdjęć). I co ciekawe, te formalne zdjęcia często wychodzą fenomenalnie. O wiele częściej niż fotki sytuacyjne.

Wyjątkiem są portrety tych, których życie jest szczególnie naznaczone trudnościami wewnętrznymi. Ich ciała noszą w sobie nieustanne cierpienie, różnego rodzaju problemy. Aby w ogóle trwać stosują zestawy ćwiczeń, skomplikowane reguły dotyczące posiłków, snu i tak dalej. Znam ich dwoje, takich ludzi o delikatnym istnieniu, wrażliwym na każdy podmuch zmiany, na kroplę oliwy która przpadkiem wpadła do sałatki. Przeglądam portrety które zrobiłem im w przeciągu lat. Jest ich po kilkanaście, ale nie znajduję żadnego z którego byłbym zadowolony. Jakby, mimo najlepszych chęci portretowanych, cierpienie wychodziło z nich i powodowało dysonans na zdjęciach.

Nie rozumiem tego, ale nie poddaję się. Będę jeszcze fotografował.