Wiosna na dobre i bez wątpienia zawitała nad brzegi Limmatu więc odwiedził mnie ogrodnik, Kurt, człowiek o niebotycznym spokoju, jasnych oczach oraz zaawansowany praktykant jogi. Nie trzeba być psychologiem żeby widzieć iż jego spokój, pogoda ducha, jego joga, to efekty długotrwałego, wieloletniego wysiłku aby nie wpaść w coś dokładnie przeciwnego, w jakąś otchłań nerwicy, szaleństwa czy innego demona. A może nawet był to wysiłek aby z takowej otchłani wyjść, aby to, co złe i słabe, zamienić w dobro, jednym słowem aby wrócić do zdrowia, który jest stanem naszym naturalnym, danym nam na początku. Może dlatego ciężkie choroby dzieci są tak trudne do zniesienia?
W ogólnie pojętej medycynie są dwa zasadnicze działania: odjęcie tego, co szkodzi i dodanie tego, co leczy. W medycynie Zachodniej oczywiście głównie się dodaje, bo odejmowanie rzadko przynosi zyski a poza tym to, co człowiek ma, jest jego własnością. Mamy prawo do naszych nawyków, nawet jeśli ciągną nas one w chorobę. Taka jest nasza Zachodnia wolność: powinniśmy móc robi co nam się żywnie podoba a i tak mieć godne życie i być akceptowanymi przez nowoczesne społeczeństwo. O to walczą te wszystkie ruchy LGBTAIQ, swobód seksualnych, feministki i tak dalej.
Mój ogrodnik jednak w ogóle niczego nie dodawał. Zajmował się jedynie obcinaniem i usuwaniem. Z róż pozostały smutne badyle i obietnica że za kilka miesięcy obsypią się kwiatami. “Obcinam najstarsze pędy i gałęzie” - mówił - "to daje impuls roślinie aby wypuścić nowe, mocne". Oto jedna z tych prostych mądrości, o których jednak zapominamy albo raczej zaczynamy stosować ją coraz bardziej wyrywkowo, jakby w przekonaniu że prawa natury przestały dotyczyć niektórych aspektów naszej cywilizacji.
Przycinanie tych kilku roślin w malutkim ogródku zajęło nam przeszło dwie godziny. Ogrodnik często długo przyglądał się krzewowi zanim zdecydował które gałęzie i jak uciąć. Kiedy skończył mieliśmy do wywiezienia cały kontener gałązek i gałęzi. Pogadaliśmy jeszcze trochę o życiu, o tym że wielu joginów ma problemy z kolanami i że ten krzew bzu, który rozrósł się jak drzewo, trzeba będzie na jesieni mocno przystrzyc.
No comments:
Post a Comment