Thursday, 4 May 2023

Francja prowincjonalna

Autostrady, zwłaszcza te płatne, mają coś z więzienia. Są starannie obudowana dyskretną metalową siatką, która co prawda jest głównie przeszkodą dla dzików i saren, ale niby więzienne kraty utrudnia potencjalne wyjście. Podobnie sam fakt że wyjazdy są rozmieszczone rzadko no i to, że aby wyjechać trzeba przejść procedurę opłaty. Do tego nie można się zatrzymywać w dowolnie wybranym miejscu, na przykład gdy się zobaczy piękny krajobraz. Trzeba nadal pędzić czekając na oficjalny parking, a przecież piękno krajobrazu zmienia się tak szybko przy 130-tu kilometrach na godzinę. No i nie można zawrócić. Właściwie to można jedynie jechać, z punktu A do punktu B, kląć w duchu ból zastałych pleców i w tym autostrady są dobre. Ale dzieje się to kosztem ograniczenia wolności, co jest tym bardziej paradoksalne że samochód jest przecież tej wolności alegorią.

Z tych też powodów, gdy wczoraj skończyłem pracę w Besancon, miasteczku w którym byłem pierwszy raz w życiu, wbiłem w google maps trasę prowadzącą przez najmniejsze drogi francuskiej Jury. Nie pożałowałem. Ale najpierw zatrzymałem się jeszcze w jedym z tych ogromnych Intermarche czy Carrefour, które na francuskiej prowincji przypominają podupadające i niedofinansowane instytucje publiczne. Te budynki powstały większości pewnie ze 30 czy 40 lat temu w czasie kiedy to Francja przeżywała boom na supermarkety który, zupełnie jak wszędzie indziej, doprowadził do likwidacji tysięcy małych sklepików. Nie wiem czy projektanci tych budynków wierzyli w tymczasowość zjawiska, ale obecnie wiele francuskich 'grande surface' jest w częściowym remoncie. Całe sekcje ogromnych hal są wyłączone z eksploatacji, otoczone nieprzeźroczystą siatką. Robotnicy muszą pracować w godzinach zamknięcia dla klientów, ale ślady ich działalności wywołują wrażenie dekadencji i rozpadu. Te miejsca nie mają komercyjnego blichtru, są jak małżonkowie, którzy po ślubie nie muszą się już starać. No i ten smród. Francuskie supermarkety w większości śmierdzą.  Nie wiem skąd się to bierze, ale spacerując między alejkami ma się wrażenie że niewidzialni manadżerowie nienawidzą tego jedzenia które sprzedają klientom. Gdyby nie to że prawie wszystko jest szczelnie i hermetycznie zapakowane w fabrykach (o rany, a co jeśli fabryki śmierdzą jeszcze gorzej?)  to wychodziłoby się nie kupując nic. Na prowincji Francja nie jest już królową stylu, nie jest królową menue. Na prowincji Francja jest podupadła.

Ruszam w moją nieautostradową drogę. Czemu tak wiele francuskich miejscowości ma złożone nazwy? Mijam Baume-les-Dames, Hyevre-Magny, wreszcie Pays-de-Clerval. To są wszytko miejscowości nad kanałem Ren-Rodan, w środku pagórków i skał Jury. W ten majowy dzień wypełniony zielenią w środku wiosennej eksplozji życia, która dotąd umykała uwadze ze względu na codzienne ulewy które trzymały nas/mnie z dala od natury. Jadę powoli, zatrzymuję się, podziwiam malowniczość doliny Doubs w której, oprócz rzeki Doubs, Napoleno zbudował kanał żeglowny, element ogromnego systemu wodnego pozwalającego wozić towary z morza północnego na śródziemne. Obecie jest to tylko atrakcja turystyczna. Jak to jest że tylko Niemcy wykorzystują jeszcze, i to intensywnie, żeglugę śródlądową do przewozu towarów?

Zapada zmierzch. Mimo tysięcy satelitów latających nad głową trochę błądzę na wąskich, zagubionych w lesie, często stromych drogach wybitych pomiędzy skałami. W końcu wjeżdżam z tej prowincji do kraju, którego niewielkość pokryta jest lukrem komfortu, zaludnienia i większego ucywilizowania przestrzeni. Szwajcaria. Zaraz za przejściem da się czuć różnicę. Jest już noc, widoki skondensowały się w ciemność tym bardziej nieprzeniknioną im bardziej reflektory rozświetlają te kilkadziesią metrów asfaltu. Jest późno więc szybko wskakuję na autostradę aby zdążyć się wyspać przed następnym dniem w pracy.

No comments:

Post a Comment