Parco dei Cadutti leży na obrzeżu dzielnicy San Lorenzo w Rzymie, zaraz przy via Tiburtina, wychodzącej z centrum świata na północny wschód a wytyczonej pierwszy raz około 2300 lat temu. Zaraz obok dzielnicy znajduje się centralna rzymska stacja kolejowa Termini. W lipcu 1943 roku amerykanie zbombardowali San Lorenzo, bo chcieli zniszczyć węzeł kolejowy służący między innymi do zaopatrywania nazistowskiej armii. Bomby trafiły w wiele budynków mieszkalnych. Szacuje się że zginęło około 1500 osób. Dokładna nazwa Parco dei Caduti to Park upadłych 19 lipca 1943 i oczywiście odnosi sie do pamiętnego bombardowania.
Odwiedzam ten park za każdym razem jak jestem w Rzymie. Tym razem miałem czas dla siebie więc zaszyłem się przy stoliku w kącie, za drewniamym kioskiem który zawiera niewielki bar. Otworzyłem dzieło Sabiny Hossenfelder opowiadającą o opłakanym stanie współczesnej fizyki teoretycznej i usiłowałem się skupić. Specjalnie wybrałem ten stolik, aby schować się nie tylko przed którymś ze znajomych ale przede wszystkim przed bogactwem zdarzeń wypełniających tą przestrzeń.
Park upadłych przypomina stare obrazy pokazujące codzienne życie w średniowieczu. Typowo na takim obrazie w jednym kącie jakieś małe dziecko brodzi w kałuży, mały kundelek wskakuje i zeskakuje z ławki, inny pies obwąchuje drzewo machając ogonem, na zjeżdżalni cała grupa maluchów testuje nowe sposoby zjeźdżania (na przykład głową w dół) bardziej w tle dziewczyna w sari żywiołowo huśta się na jednej z huśtawek podczas gdy na drugiej dwie dziewczynki próbuja akrobacji i skakania w dal. W lewym dolnym rogu widzę krępego czterdziestooparolatka w niechlujnej paramilitarnej kurtce i z okazałą brodą skupionego na ekranie eleganckiego maka stojącego a za nim, w tle, starsusza z chodzikiem prowadzona jest powoli przez młodą dziewczynę z niemowlakiem na ręku. W głębi, pod drzewami, na niewielkim boisku grupa chłopaków kopie piłkę, na ławkach obok siedzą trzy kobiety w tradycyjnych muzułmańskich strojach pilnując swoję pociechi i rozmawiając w swoim egzotycznym języku.
Tyle się dzieje, tyle jest gestów, fizjonomii. Cały świat jest tutaj, skoncentrowany, zabiegany, zajętymi swoimi problemami ale współżyjący ze sobą, pomagający sobie, starający się nawzajem zrozumieć. Chłopak który przynosi mi mi piwo, jest czarny jak afrykanin ale ma rysy twarzy trochę jakby hinduskie. Nawet nie próbuję zgadnąć skąd jest. Zresztą czy on wie? Czy ja wiem skąd jestem?
Przy stoliku obok siadają dwie dziewczyny. Mówią po włosku, piją jakieś dziwne drinki. Patrzę na nie kątem i wtedy w oko wpada mi czarna tablica, zawieszona na płocie za ich stolikiem, na której ktoś wypisał równania Modelu Standardowego. Oczywiście, przecież zupełnie niedaleko jest la Sapienza, jeden z najlepszych włoskich uniwersytetów. Zadumany nad zadziwiającym zbiegem okoliczności (przecież czytam właśnie książkę o współczesnej fizyce), dostrzegam też napis w zupełnie znanym mi języku. To ktoś z mojego kraju popisał się własnym chamstwem. Gdzie te czasy gdy otwierała się przed nami Europa i tysiące które wyruszyły aby zobaczyć jak jest gdzie indziej zostawiały napisy w stylu "Tu byłem Tony Halik"?
Zaa kiosku zagląda Manuela i dostrzega mnie. Zostaję odkryty. Przysiada się, więc zamykam książkę i gadamy o wszystkim a szczególnie o dzieciach. Dziewczynki bawią się razem gdzieś w odległym rogu parku. Właśnie poszły do różnych gimnazjów i mają sobie tak wiele do opowiedzenia. W końcu Manuela wyciąga mnie do innego stolika, z drugiej strony kiosku, gdzie siedzi już cała ferajna rodziców i rozmawia o wszystkim. Chłopak przynoszący alkohole jakoś daje radę pamiętać kto co zamówił. Tematy są różne, od nowej ekonomii która musi być odpowiedzią na kryzys klimatyczny po kłopoty żołądkowe po wczorajszym jedzeniu w jednej restauracji. Zapada zmrok. Trudno uwierzyć że zaledwie kilometr dalej tabuny turystów od rana próbują rozdeptać Koloseum. Czas iść do domu. Wiem, czemu tu nie mieszkam, ale czasami zastanawiam się czy nie byłbym szczęśliwy właśnie tu, gdzie kwitnie akradyjskie życie mimo ulicznego brudu, rozpadających się ulic i domów.
Następnego ranka, gdy wychodzę na pociąg, niewielka załoga przedsiębiorstwa oczyszczania myje miasto ciśnieniową myjką.