Są dni kiedy praca polega na spotkaniach i dyskusjach, są dni kiedy polega na setkach małych zadań, czasmi bezsensonych jak wypełnianie jakichś formularzy, są dni kiedy polega na szukaniu właściwego kierunku, na planowaniu. Takie dni wydają sie bezproduktywne, wciąż patrzy się w przestrzeń i popija kawę, ale wcale nie są bezproduktywne, wręcz przeciwnie. No i wreszcie istnieją dni techniczne, które spędza się w świecie obliczeń, programowania, algorytmów czy nad czym to tam ktoś musi pracować.
Koncentracja na pracy jest stanem swego rodzaju wyzwolenia. Na kilka godzin zapomina się o sobie i atakuje się problem z różnych stron. Uproczywie, dopisuje się kod, sprawdza się błedy w obliczeniach, aż do tego momentu satysfakcji, gdy gotowy jest produkt, obliczenia, gdy wszystko zaczyna działać. To w te techniczne dni czuje się że się na prawdę pracowało, bowiem stworzyło się coś.
Od małego chciałem być rozwiązywać problemy, główkować i mieć wgląd w tajemnice rzeczywistości. Myślałem o filozofii, literaturze a w końcu o magii. A od magii to już tylko mały krok do fizyki (i do technologii, biologii, medycyny, ale kiedyś te inne drogi nie były takie oczywiste). Dziś myślę że jest zaskakująco dużo zajęc które mogą dostarczać intelektualnego spełnienia. W gruncie rzeczy mechanik samochodowy który rozumie silniki i na prawdę je naprawia (a nie tylko wymienia części podług instrukcji) też spełnia się intelektualnie.
No ale jest ten aspekt twórczości, kreatywności. Dajmy na to że jest ten dzień główkowania, ogromnej koncentracji. Na końcu jest ta nowa rzecz, jakieś obliczenie którego nikt dotąd nie zrobił, albo po prostu moje małe odkrycie może zresztą nieskomplikowane dla paru innych fizyków którzy kiedykolwiek o tym myśleli. Takie skończone obliczenie, napisany papier, daje niesamowitą satysfakcję. Przez chwilę czuję się jak surfer na szczycie fali, cały świat leży u stóp, powinęłem dostać miliony nagrody, stada groupies powinny forsować moje drzwi.
No ale twórczość w naukach ścisłych zwykle nie rodzi takiej popularności jak twórczość w pop-muzyce, rocku czy też osiągnięcia sportowe (powiedzmy jasno, nic nie umniejszając sportowi: to nie jest twórczość!), itd. Odwoływanie się do emocji (np. na stadionie) jest o wiele bardziej zyskowne w naszej bańce kulturowej niż odwoływanie się do skomplikowanych konstruktów intelektualnych.
Kiedyś znajomy amerykanin opowiedział mi że na jego uniwersytecie laureat nagrody Nobla z fizyki zarabia niemal 10 razy mniej niż terner koszykówki. I tak to wygląda. Twórczość najczęściej jest niedoceniana. Jeśli robi się popularna to głównie dzięki modzie. I nie, nigdy nie będzie żadnych gruppies czy spektakularnych nagród finansowych. Musi wystarczyć satysfakcja z pracy, z udanych eksperymentów czy obliczeń.