Tuesday, 21 February 2023

Rozmówcy

Po niespodziewanej rozmowie o wszystkim, takiej jak za dawnych czasów, z osobą sporo młodszą myślałem o różnych typach rozmówców których zdarzyło mi się spotkać w życiu.

Pierwszy to właśnie Ci, z którymi dyskusja na tematy filozoficzne i ogólnożyciowe jest swego rodzaju narzędziem do odkrywania rzeczywistości. Siedzi się z kieliszkiem wina i używa języka po to, aby eksplrować wszystko: sztukę, psychologię, filozofię, przeżycia intymniejsze niż seks i nawet obecną sytuację polityczną. Kiedyś, za czasów studenckich, takie dyskusje zdarzały się nagminnie, za to teraz ci ludzie gdzieś się podziali albo i tutaj są ale trudno przebić się do nich przez mur zagonionej codzienności. I dlatego są się jak rzadkie klejnoty w skarbcu ludzi znanych, ci rozmówcy do których jedzie się na kolację 100 kilometrów w jedną stronę. Bo warto. 


Potem są ci, czasami bardzo mili w obcowaniu i dyskusji o najlepszym sposobie przyrządzania karczocha, którzy jednak, gdy sięga się po głębsze tematy, stają się scholastyczni. Mają dobrze ugruntowany światopogląd (czasami przez edukację lub propagandę ale coraz częściej przez youtuba) i nie zamierzają nic w nim zmienić. W czasie dyskusji ton ich głosu wznosi się o oktawę wyżej i staję się tonem "pedagogicznym". Oni nie dyskutują, oni wtłaczają temat w ramy tego, co kiedyś zdecydowali że wiedzą. Utracili otwartość (zwykle kiedyś ją mieli), są dogmatyczni, wypowiadają swoje zdanie jakby to była prawda ostateczna. Dyskusji z takimi ludźmi nie ma. Tematy ciekawe porusza się rzadko, bo nie wywołują one rozmowy ale monolog. Ludzie ci utracili zdolność spojrzenia na rzeczywistość z różnych perspektyw, popadli w schemat jednostronności, czasami wręcz w swego rodzaju fundamentalizm.

Zdarzają się też, na szczęście nieczęsto, ci, dla których rozmowa jest formą dominacji. Ich argumenty szybko się zmieniają, stają się emocjonalne to znowu z powrotem merytoryczne, czasami są personalne. Ci ludzie nie drążą tematu lecz starają się udowodnić własną elokwencję i ukryć ignorancję. Wypowiadają  nagle twierdzenia które są zaskakujące ale kompletnie nieprzemyślane, robią to dla wywołania szoku, nie po to aby dyskusja gdzieś się posunęła. Mam takiego kolegę w pracy i nie lubię z nim rozmawiać, bo czuję się jak na przesłuchaniu w czasie którego muszę uważać co mówię bo wszystko może być użyte w przyszłości niekoniecznie na moją korzyść. Każda rozmowa z nim to wrestling w którym przeplata się wiedza i profesjonalizm z argumentami kompletnie absurdalnymi i nieprzemyślanymi. Po takich rozmowach zostaje bałagan. To jest typ inteligentnego sprzedawcy który rozmawia po to, aby coś człowiekowi wcisnąć, i nawet nie bardzo wiadomo co to jest. Najprawdopodobniej jakaś wizja jego samego jako superinteligentna i geniusza. Kiepsko się rozmawia z ludźmi którzy lubią robić duże halo dookoła siebie. 

I wreszcie są ci z odmiennych kultur (czasami bywa to rodak o zupełnie odmiennej mentalności). Szalona bariera językowa i mentalna neutralizuje każdą formę głębszej komunikacji. Kolega chińczyk, kilka razy zaprosił mnie na kolację, ale niewyobrażalnym było mówienie o czymś więcej niż smak potraw albo kto jakie kraje odwiedził. Pytanie o sens życia było potraktowane tak, jakby nie padło. No i oczywiście gdzieś w głębi czaszki czaiły się historie o chińczykach kradnących zachodnie technologie.  

No comments:

Post a Comment