Thursday, 30 April 2020

Idealny stopnień rozwoju


Dzięki technologii oddzieliliśmy się od natury. Na Zachodzie wielu myśli że przeszliśmy już punkt, za którym nie da się zawrócić i że bez ekspotencjalnego rozwoju technologii nie przeżyjemy. Nie przeżyjemy bo staliśmy się słabi i zależni od naszych maszyn. Jesteśmy skazani na coraz szybszy internet, coraz bardziej zaawansowną medycynę, na loty kosmiczne, na rozwój sztucznej inteligencji.  To wszystko może utrzymać cywilizację, pozwolić na leczenie naszych słabnących ciał, karmienie naszych coraz leniwszych umysłów i na utrzymywanie przy życiu resztek natury. Czy to racja? Myślę że nie i najlepiej to pokazał wielki lockdown świata: w czasie kilkunastu dni ludzkiej niekatywności rzeki i powietrze stały się czystsze a na pustych ulicach miast pojawiły się dzikie zwierzęta. Co by było gdyby lockdown trwał miesiąc? Albo rok? A co by się stało z ludźmi? Czyż nie przeżyli by ci z natury najsilniejsi?

Ale pozostaje natrętne wrażenie że do pewnego momentu technologia służyła ludziom, poprawiała nasze życie, często ratowała miliony istnień, ale potem, zaślepieni ideą wiecznego rozwoju, przedobrzyliśmy. W przypadku żywności przeszliśmy z uprawy i hodowli do produkcji, tak samo jak się produkuje środki chemicznych. Oczywiście to, razem z mechanizacją, doprowadziło do niesamowitego wzrostu wydajności, ale ilość nienaturalnych związków chemicznych w codziennym pożywieniu zaczęła rosnąć. Wysiłek fizyczny przestał być potrzebny do życia a przecież nasze ciała potrzebują ruchu, co przyczynia się do chorowitości. Wreszcie pojawiły się komputery i internet, które z jednej strony dały dostęp do nieogranczonej ilości informacji, pozwoliły na nieograniczoną komunikację, wymianę myśli a z drugiej osadziły większość ludzi w swego rodzaju "bańkach informacyjnych", dała algorytmom władzę nad tym jakie informacje są nam przedstawiane, pozwoliła na wyrafinowaną socjotechnikę i zabrała prywatność. Na przykłądzie komputerów i sieci najwyraźniej widać że technologie przestały służyć temu, aby człowiekowi żyło się lepiej, rozwój technologii stał się wartością samą w sobie. Po co komu tak na prawdę jest tak zwany Internet Rzeczy. Czy faktycznie fakt że będziemy mogli pogadać z lodówką poprawi nasze życia? Miliony gadżetów które są tworzone mają funkcje zupełnie redundantne, do niczego tak na prawdę nie przydatne. Już od dawna możemy oglądać video na smartfonach więc do czego potrzebujemy 5G? Może pęd do wprowadzenia 5G sugeruje że istenienie jakiejś globalnej AI, która w ten sposób chce się rozwinąć? (Forbes)

Dlatego właśnie warto stawiać pytania o rozwój. W zachodniej cywilizacji słowo rozwój ma wydźwięk zdecydowanie pozytywny. Rozwój jest jednoznacznie utożsamiany z sukcesem, nie patrzy się na niego jak na miecz obusieczny. A tymczasem prastara powiedzenie że wszystko ma swoje dobre i złe strony nie przestało być prawdziwe.

Nie powinniśmy unikać stawiania trudnych i niestandardowych pytań.  Czy, aby uratować planetę (i nas na niej), faktycznie potrzebujemy nowych technologii czy może raczej należałoby się wycofać do pewnego punktu w przeszłości? Czy nie osiągnęlismy już punktu optymalnego rozwoju i powinniśmy zabronić dalszego rozwoju przynajmniej w niektórych obszarach? Czy dalszy rozwój nie jest już post-humanistyczny, znaczy przekraczający miary człowieczeństwa, wypaczający je, prowadzący do destrukcji?

Oczywiście może tak być że rozwój technologiczny jest częścią naszego genotypu i nic nie możemy nań poradzić. Albo, po prostu, ten kto ma lepsze technologie rządzi światem i postęp jest napędzany głównie przez potrzebę władzy.

Tuesday, 28 April 2020

Corporis et sanguis humanus

Tysiące pokoleń medyków studiowało ciało człowieka, zagłębiało się w jego tajemne arterie, meridiany, włókna, tkanki i subtelne organelle. Traktowali ciało człowieka jak wartość nadrzędną, fascynowali się nim, poświęcali życie aby pojąć najdrobniejsze detale jego funkcjonowania.  Porównywali je do mikrokosmosu, zastanawiali się gdzie rezyduje umysła a gdzie dusza, badali jak owe byty wpływają na siebie, dochodzi do zaskakujących wniosków dotyczących stref świadomości i podświadomości. Człowiek, zapatrzony w siebie, analizujący siebie bez końca.


© Royal College of Physicians. From Nevrologie by Ludwik 
Hirschfeld (dissection) and Jean-Baptiste Léveillé (drawings).

Nagle gdzieś w TV widzimy obrazy wojny, w których jeden człowiek strzela do drugiego człowieka, bez sekundy zastano- wienia. Pozbawia inne ciało jego życia, mikrokosmos, bogactwo przeżyć zostaje zniszczony, zamienia się w martwą materię. 

Ten kontrast między nastawieniem na badanie i analizowanie tego obiektu będącego niesamowią kolekcją historii, odruchów, myśli, wrażeń, o których możnaby pisać biblioteki książek a prze- kreślaniem tego obiektu przy pomocy jednego wystrzału... ten kontrast jest tak trudny do objęcia, zrozumienia, akceptacji.

Nie winię człowieka, to natura jest niesamowicie rozrzutna. To natura tworzy niesamowice subtelne i skomplikowane byty aby pozwolić im unicestwiać się nawzajem. A my, ludzie, którzy stworzyliśmy pojęcie sensu, nie znajdujemy go w działaniach natury.

Sunday, 26 April 2020

Cisza i facebook

Jedna z większych przyjemności życia to, wróciwszy ze spaceru w górach, wziąc prysznic, usiąść na tarasie i powoli schnąć w ostrym wiosennym słońcu popijając kieliszek biłego wina. Zamknąć oczy i nie robić nic, jak na jakiejś reklamie odwołującej się do koncepcji totalnego relaksu.

Oczywiście jesteśmy tak skonstruowani że nie może być zupełnie nic. Czujemy pulsowanie tętnic, wibracje jelit, miarowy ruchy przepony a jak się bardzo skupimy to może poczujemy nieznużone serce. Ciało działa, niezależnie od tego czy tego chcemy czy nie. Skóra informuje nas o przyjemnym natężeniu słonecznego światła i i lekkich powiewach wiatru. Śpiewa ptak. Na to wszystko nie mamy wpływu i akceptacja tego bezpośredniego świata jest jedynym z warunków bycia szczęśliwym.

Gdyby na tym się skończyło, na słuchaniu ciała, ptaków i czuciu wiatru, to faktycznie byłaby idylla. I takowa czasami się zdarza i z wiekiem uczymy się ją doceniać. Ale jakże często umysł dryfuje w stronę fantazji, niedokończonych dyskusji na facebooku czy jakichś zagadnień związanych z pracą, jakichś wspomnień, czasami tęsknot.

Oczywiście dzisiaj, w całej pełni lockdownu, nie byłem na żadnym spacerze w górach, ale i tak sobie leżałem na tarasie wsłuchując się w głosy dużych mew (gabbiano), które z jakichś powodów lubią San Lorenzo, choć do morza jest 20 kilometrów. Wsłuchiwałem się w odgłosy tej miejskiej wioski, zdominowane przez ludzi rozmawiających głośno przez skype, odległą muzykę z radia i szczęk garnków z licznych kuchni. W głowie zaczynały się formować argumenty do facebookowej dyskusji i prawie-chciałbym je móc od razu zapisać i wysłać się, ale lenistwo pochodzące z ciała zabroniło mi podnieść się i poszukać komputera.
Obrazek z india today.

Pomyślałem o neurolinku, pomyśle nad którym pracują liczne grypy badawcze, w który w przyszłości ma umożliwić bezpośrednie połączenie się z internetem bez klawiatury, bez ekranu, z zamkniętymi oczami. Wyobraziłem sobie jakby to było fajnie leżeć z zamkniętymi oczami na słońcu a jednocześnie pisać i publikować tego bloga, robić notatki czy prowadzić facebookową dyskusję o Covid-19. Jak dużo więcej możnaby zrobić mając neurolinka! Te wszystkie pomysły, które przychodzą w trackie picia kawy, zabawy z dzieckiem, leżenia w łóżku, to wszystko możnaby natychmiast popchnąć. Możnaby dość do granic wydajności ludzkiej twórczości i pracy intelektualnej.

Ale cena za to byłaby wielka. Już teraz częste widzi się ludzi zagłębionych w telefonach w czasie rodzinnych posiłków (nie zapominajmy że wiele rodzin od dawno jadała posiłki przed telewizorem, ale przynajmniej wszyscy oglądali to samo), w restauracjach, na randkach. Z neuralinkiem będzie można to robić w sposób niezauważony, w każdej chwili. I prędzej czy później dojdzie nawet do tego że ktoś w trakcie seksu będzie sobie puszczał filmy porno.

Zawsze trudno było zdefiniować co to jest człowieczeństwo, a w przyszłości będzie jeszcze trudniej.

Saturday, 11 April 2020

Laboratorio

Słowo labolatorium wylądowało w języku polskim, bez zmiany w pisowni, prosto z łaciny. Oznacza obiekt, pomieszczenie, budynek, zespół budynków, poświęcony przeprowadzaniu naukowych eksperymentów. Etymologia tego słowa jest prosta: labor oznacza w łacinie pracę, czyli labolatorium oznacza po prostu warsztat, pracownię. W ten właśnie sposób słowo to jest używane na przykład we Włoszech: laboratorio może oznaczać piekarnię albo warsztat w którym mój znajomy szyje wyroby skórzane. Włosi mają też słowo officina, ale różnica między laboratorio i officina jest chyba bardziej płynna niż między naszymi warsztat i laboratorium.
No więc jedziemy do Włoch i znasz najomy mówi że ma laboratorio. W nas to od razu budzi swego rodzaju szacunek, no bo to przmi poważnie. Idziemy odwiedzić owe laboratorio i widzimy skromny warsztacik. Ale gdybyśmy nie poszli, nie zobaczylibyśmy i gra pozorów byłaby kontynuowana. Takich słów jest wiele i powodują swego rodzaju dominację językową zachodniej kultury. Oczywiście teraz, w 2020, Polacy już tak łatwo tej grze pozorów nie ulegają.

Pamiętam też, kiedy pierwszy raz wyjechałem na kontrakt do Francji, nie mogłem zrozumieć jak kraj takich patentowanych leni może być bogatszy od zapracowanej Polski. Przez dwa lata pracowałem na uniwersytecie na południu i miałem wrażenie że cała kiludziesięcioosoba administracja opiera się na dwu paniach, które były zawsze pomocne i potrafiły załatwić każdą sprawę, podczas gdy ich koleżanki były wciąż nieobecne (kawa, urlop, papieros, odbieraie dzieci ze szkoły itp, itd.). Te dwie skrupulatne panie były z Alzacji.

Miałem też duży problem ze słowem travailler, czyli znowu z pracą. Tym razem chodziło o czasownik. Studenci we Francji pracowali w bibliotece, pracowali czytając książkę, pracowali rozwiązując zadania. Do opisania tych wszystkich czynności nie używali słowa studiować ale pracować.  Wydawało mi się to niesłuszne, bo praca to jest coś, gdzie oddajemy swój czas i wysiłek żeby dostac pieniądze a studiowanie... toż to jest swego rodzaju luksus, kiedy spędzamy czas (i pieniądze) na wzbogacaniu siebie, rozwijaniu zainteresowań, pogłębianiu wiedzy. No ale we Francji, jak czytasz książkę to pracujesz i nawet jakiś support od państwa się należy. Ciekawe czy po 20-tu latach wszystko się pozmieniało i studenci w Polsce też pracują czy jeszcze studiują?


Wednesday, 1 April 2020

Zoorozprawa

Laptop, sypialnia (żeby było trochę ciszy) i obrona magisterki. Dziewczyna była w domu w Sarajewie, pani profesor w swoim domu a drugi profesor w szpitalu (jest fizykiem medycznym). Jako tutor slajdy dziewczyny znałem dobrze.  Prezentacja była po bośniacku. Ładny język, trochę rozumiałem, ale dobrze że slajdy były po angielsku. Potem kilka pytań, audio pani profesor było potężnie zniekształcone. Jeszcze miesiąc temu myślałem że będę tam osobiście. No ale jakiś Chińczyk pół roku temu zjadł niedogotwanego nietoperza i wszystko się zmieniło.

Natomiast w facebookosferze trwają zażarte dyskusje czy wirus to katastrofa czy też tylko żart... Jedni wskazują że wskaźniki śmiertelności w różnych krajach wcale nie wzrosły (popularny portal: https://www.euromomo.eu/outputs/zscore_country_total.html) i że pod koronawirusa podciąga się inne zgony, inni twierdzą że liczby zmarłych z Chin czy nawet Włoch są powaznie zaniżone. Przy takiej ilości przyadków jakie są raportowane, powoli coś tam zaczyna docierać w moje pobliże. Koleżanka z pracy (35 lat), która była na wakacjach, przeszła bardzo ciężką grypę. W pewnym momencie zorobiono jej test który wyszedł pozytywanie. Na wirusa zmarł jej dziadek w Alzacji (90-pare lat) a babcia leży na intensywnej terapii i rokowania nie są pozytywne.

Osobiście myślę, że wirusa ignorować nie można ale jakoś trzeba się nauczyć z nim żyć. Musimy wrócić do jakiejś normalności.