Nadeszło lato i młodzi francuzi wyciągnęli z garaży swoje brzęczące skuterki. Zastanawiam sie czasem kto je pozwala zarejestrować? Jest taki jeden co przejeżdża pod moim oknem codziennie około 7:30. Brzęczenie silniczka słychać już z około kilometra. Nadchodzi. Najpierw zagłusza ptaki, potem zagłusza wszystko. Zastanawiam się czy on w ogóle coś słyszy przez parę godzin po takiej jeździe? Może w pracy z nikim nie musi rozmawiać? Czy czasem zastanawia sie jak jego skuterek psuje parę chwil tysiącom ludzi wzdłuż drogi jego przejazdu? Czy ma wszystkich po prostu gdzieś?
Kontrastem jest Azja. W wielu krajach (np. Chiny) tam już od dawna ludzie przesiedli się na skutery elektryczne. Inne praktycznie nie istnieją. Pamiętam to z Szanghaju z roku 2013, czyli 8 lat temu. Zero brzęczenia, zero spalin. Taki transport w miastach ma na prawdę duży sens.
Ale Europa jakoś uparła się być w ogonie rozwoju. Owszem, widzę sporo elektrycznych rowerów, zwłaszcza po Covidzie. Bruksela chce wprowadzić wszędzie tylko elektryczne samochody, co wydaje się mieć mały sens wobec faktu że większość energii elektrycznej i tak jest produkowana z paliw kopalnych. Ostatecznie niemiecko-rosyjski Nordstream 2 to pochodna zamknięcia niemieckich elektrowni jądrowych. Teraz kupują prąd we Francji, "eskportując", podobnie jak Włosi, ryzyko nuklearnej awarii do innych krajów. A tymczasem spalanie gazu ziemnego w elektrowni to przecież "eksportowanie" produkcji CO2 poza miasta. W miastach ma być czysto, bo większość wyborców żyje na terenach zurbanizowanych.