Początek czerwca był wyjątkowo chłodny. Lubię taki rześki chłód. W czasach gdy klimat się ociepla a większość ludzi żyje w półtropikach, taki chłód w czerwcu jest luksusem. Mimo to, pewnego niedawnego poranka spakowaliśmy auto, odpaliłem i projechaliśmy na południe od Alp.
Współczesny samochód to dziwny obiekt. Załączamy silnik i jedziemy 20 km do pracy, ale nic nie przeszkadza kontynuować, jechać dalej. Wyruszająć w przejażdżkę do pracy albo w tysiąckilomertową podróż, robimy dokłądnie to samo. Kiedyś jeszcze dodatkowo sprawdzało się olej, opony, płyn chłodniczy i tak dalej. Czasami to robię, no bo jak to, mam przecież pożeglować tak daleko, ale w gruncie rzeczy nie ma to technicznego sensu. Współczesne auta praktycznie nie palą oleju a zresztą i tak mają czujniki które by nas o tym poinformowały.
Mam auto wygodne, mocne i ekonomiczne. Kuliminacyjny triumf ekologicznego diesla. Pali 5 litrów na setkę i nikt mi nie wmówi że benzyniaki są czystsze. Przejechałem nim przeszło 200 tysięcy kilometrów i nie zawiodło mnie ani razu. Jest to wygodne kombi, stworzone do
wielogodzinnych autostradowych przelotów. Jest poobcierana i trochę sfatygowana. Ale ikrę ma, jak dawniej. Łatwo przyśpiesza pod górkę wymijając starego VW California.
Nastrojowe zdjęcie sprzed kilku lat. |
Ale na parkingu VW nas dogania. Ze środka wychodzi młoda, uśmiechnięta para. Jadą sobie wolniutko, muszą robić częste przystanki, ale California to nie tylko auto, to taki mikro-dom. Robią sobie kawę, wyciągają się na łóżku. Tak, będą jechać te 1200 km przez dwa dni, ale rozkoszują się jazdą. California służy do zatrzymywania się, moje auto służy głównie do jechania. Zdarzyło mi się w nim spać kilka nocy i było okropnie niewygodne.
Zjeżdżam w dół za Gotthardem. Plecy trochę bolą, ale jeszcze nie jest źle. Po Włoskiej stronie autostrada jest pełna. Ludzie jeżdżą inaczej. Autostrada ma trzy pasy, prawy jest niemalże kompletnie pusty bo cieżarówki śpią. Ale Włosi i tak go nie używają. Jakby nie istniał. Trochę to niepojęte.
Włoskie sposób jeżdżenia w Polsce wywołałby drogową agresję. Znaki ograniczenia prędkości są nielogiczne, właściwie nigdy nie wiem czy jadę za szybko czy nie. Poza oczywiście nagłymi ograniczeniami do 60-ciu z podoku kilku metrów robót na poboczu, których i tak nikt nie przestrzega. Tam wychamować do 60-ciu to samobójstwo. trzeba dawać przyanjmniej 100, jak wszyscy. Włosi są niedbali. Właćzony kierunkowskaz? A co tam, taki drobiazg. Nagła zmiana pasa ruchu? Nagły przeskok o dwa pasy? Jechanie praktycznie środkiem drogi zamiast środkiem pasa? Jazda na zderzaku? To wszystko zdarza się non stop. Trochę tak jakby kierowcy nie przejomali się innymi kierowcami a tym wszystkim innym i tak nie robiłoby to różnicy. Im bardziej na południe tym gorzej. Ale to działa. Trzeba się przyzwyczaić i tyle.
No comments:
Post a Comment