Raz na pięć lat, spokojne, zabytkowe i urocze Baden zamienia się w jedną, wielką, 10-cio-dniową imprezę. Jest muzyka, są najróżniejszego rodzaju fantazyjne budowle, jest masa jedzenia z różnych stron świata (no bo to ponoć jest festiwal folkowy). I ludzie. Baden ma około 20 tysięcy mieszkańców, ale na słynny festiwal przyjeżdża 50-70 razy tyle. Masy ludzkie blokują średniowieczne uliczki, wipijają tysiące litrów piwa, zjadają tony jedzenia, przechadzają się pomiędzy nakładającymi się wydarzeniami muzycznymi które czasami składają się w przedziwną kakofonię gdzie niczego nie można właściwie usłyszeć, ale przecież nie o to chodzi. Chodzi o eksplozję kreatywności, twórczości, o nadmiar tego wszystkiego czym cieszy sie homo sapiens.
Możnaby jeszcze dużo pisać o tym jak wspaniała jest szwajcarska organizacja, jak dużo służb mundurowych pilnuje porządku, jak bardzo taki festiwal jest odreagowaniem codziennego szarego szwjacarskiego życia, ale to wszystko już zostało napisane. A poza tym jest najgorętszy chyba tydzień tego lata, nie jest jasne jak ktokolwiek daje radę pracować a wieczorami okoliczne rzeki pełne są kąpiących się ludzi. I my z Andrzejem też wskoczyliśmy do wody.
No comments:
Post a Comment