Monday, 16 November 2020

Dwie strony fantazji

Nasze pokolenie, końca XX wieku, już się wychowało na kreskówkach i filmach dla dzieci. Nasze dzieci spędzają jeszcze więcej czasu w tych światach wyidealizowanych, pełnych magicznych mocy, o kolorach czystych, w tych światach bez zapachu, bez przeciągów, wiatrów, kałuż, przyrody wdzierającej się wszędzie i chłodu. Załoga G, delfin Um, Batman, Superman, wszędzie świat jest wyczyszczony, opozycja krowiego łajna które zalega na łakach, drogach i ścieżkach dawnych wsi (ostnio widziałem coś takiego na Ukrainie kilka lat temu).

Psychologia twierdzi że dobrze jest fantazjować, bo to rozwija kreatywność, empatię i tak dalej. Ponoć dzieci w ten sposób trenują różne sytuacja społeczne. Odgrywają konflikty, trudne rozmowy, testują pomysły. Sam fantazjowałem ogromnie dużo. Dostawałem setek nagród nobla z różnych dziedzin, wygrywałem olimpiady, przeżywałem rózne przygody, czasami zainspirowane książkami czy filmami.

Czy jednak nadmiar fantazjowania nie odciąga nas od twardej rzeczywistości w której nie mamy kontroli nad tym co się wydarza, od natury, która nie jest czysta, higieniczna i zawiera te wszystkie doznania (jak zbyt silne światło słońca które przeszkadza, zatkany nos, kręgosłup bolący od długiego siedzenia itp, itd) które w fantazjowaniu tak łatwo pominąć.

Myślę o tym teraz, gdy mieszkam w drewnianym domu, kiedy rano jest zimno i trzeba napalić w kominku, w nocy hałasuje popielica, kiedy wieje to dach wydaje się odlatywać a jak sie wyjdzie na zewnątrz to zalatuje z lekka gównem nie wiadomo do końca czy od francuskich krów na niedalekim polu czy od szamba z którym ciągle są kłopoty. A więc myślę o tym i wcale mnie to nie brdzydzi ani nie zniechęca, lubię tą rzeczywistość, błoto, kałuże po deszczu który spadł w nocy, lubię ten chłód na skórze. Kiedyś chciałbym od tego uciec w komfort nowoczesnego dobrze izolowanego apartamentu a teraz mam wrażenie że jak już się przeprowadzę, bo przeprowadzić się muszę, to będzie mi tego chłodu i smrodu trochę brakowało.


Tuesday, 10 November 2020

Borsuk

Wczoraj wracałem późno pustawymi drogami i dróżkami wschodniej Francji zamkniętej w niby-lockdownie. Pod koniec jechałem wolno wąską drogą i nagle zobaczyłem jego, pana borsuka, strachliwie wspinającego się na niewielką skarpę pobocza. Zatrzymałem się, podziwiałem go przez tą chwilę dopóki nie zniknął w ciemnościach.

Nie wiedziałem ale, mniej więcej wtedy, może trochę wcześniej zmarł przyjaciel. Pierluigi miał 80 i parę lat, więc zdecydowanie był w grupie ludzi którzy już zbyt długo nie pożyją, ale gdy widziałem go niecały miesiąc temu jeszcze żartował sobie z tego, że jego żona ma pozytywny test na Covida. Zawsze elegancko ubrany, przywołujący w dyskusjach filozofów i artystów, włoski inżynier mechanik który zmienił sposób w jaki ludzkość projektuje duże obiekty które mają się poruszać ruchem cyklicznym, jak na przykład tak zwane gantry. Jego ulubioną zasadą projektowania było odejmowanie części zbędnych, choć wielu uważało je za konieczne. "Przeciwwaga? A po co? Przecież motor elektryczny z odpowiednią ilością przekładni, dostępny komercyjnie, może utrzymać te parę tysięcy kilogramometrów momentu obrotowego".

Wróciłem do domu po pracy i z premedytacją oddałem się tym czynnościom, zaplanowanym z wyprzedzeniem tak, aby się wyrobić ze wszystkim w tych dniach, kiedy jest tak wiele do zrobienia. Próbowałem, ze zmiennym szczęściem, robić rzeczy z długiej listy. Jedna pod drugiej. Tak jakby nic sie nie stało. Wbrew temu co sie działo we mnie. Wbrew smutkowi.

Ale też gniewało mnie wspomnienie tych wszystkich idiotów którzy jeszcze niedawno twierdzili że Covid to wielka ściema, zmowa Billa Gatesa i urzędników nieformalnego "rządu światowego" i że w ogóle żaden wirus nie istnieje a relacje telewizyjne ze szpitali są przesadzone. Albo ci wszyscy youtubowi kretyni którzy we wszystkim o czym donoszą światowe media dopatrują się spiskowych teorii i wpływu antygrypowych szczepionek. 

Tymczasem drugi lockdown we Francji wcale nie zasługuje na swoja nazwę. Owszem, na ulicach jest trochę mniej aut, wiele sklepów jest pozamykanych, ale większość ludzi chodzi do pracy a dzieci chodzą do szkoły. Tego co się dzieje nie widać na ulicach. Większość łóżek intensywnej terapii jest zajęta przez pacjentów z Covidem. Największy szpital w Genewie jest pełen, ale Szwajcarzy mają jeszcze wolne łóżka w prywatnych klinikach. Starają się nie stresować. Wszyscy liczą że szczyt epidemii jest właśnie teraz i ża za parę dni będzie już lepiej.