Nie śpię od legendarnej 4-tej rano i przychodzą mi do głowy różne dziwne myśli. Na przykład czy da się zapamiętać ten oddech który własnie minął? Staram się, próbuję, ale nie wychodzi. Umysł nie ma sie o co "zaczepić", oddech jest zdarzeniem zbyt powtarzalnym zbyt wątłym. Nie umiem zapamiętać oddechu, mimo że od czasu gdy sie zdarzył minęły sekundy.
Wspominam dziwny sen, który miałem tej nocy. W śnionej rzeczywistości naga kobieta leżała przede mną. Jej skóra była pokryta rodzajem galaretowatej ale zwiewnej grzybni, którą lekko i łatwo usuwało się czymś z rodzaju teflonowej łopatki do rakleta. Wiedziałem, albo ktoś mi to własnie mówił, że kobieta poddała się specjalnej procedurze odnowy, w której ciało zakaża się jakimś wirusem czy właśnie grzybem i po jakimś czasie ciało się odmładza, jakby ów grzyb czy wirus usówał nagromadzone w organiźmie toksyny, odbudowywał telomery i tak dalej. Proces ów wiązał się z jakimś niebezpieczeństwem (mógł zakończyć sie niepowodzeniem z jakimis strasznymi konsekwencjami), toteż zacząłem usówanie grzybni z ciała delikatnie i z obawą. Ale spod białej, wpółprzeźroczystej grzybni wyłonił się właśnie idelany, jędrny pośladek.
Około 5-tej robi się zimniej. Nawet miliarderzy w ultra-wygodnych apartamentach, czy supermodelki na tropikalnych wyspach, o tej godzinie przykrywają sie troche lepiej. Jest tak, jakby między naszą Ziemią, a kosmosem otwierała się szczelina, przez którą wpada chłód, który jest ostatecznym, nieodwołalnym rodzajem zimna. O tej godzinie ktoś nagle chwyta sie za serce, próbuje się podnieść ale upada. O tej godzinie pielęgniarka biegnie do łóżka chorego i bezradnie spogląda na płaska linię rysującą sie na monitorze. Ale o tej godzinie także mężczyzna medytujący w buddyjskiej świątyni czuje jak nieznana siła unosi jego ramiona do góry a umysł staje się jednością ze wszystkim co istnieje.
Chwilę później, po momencie oświecenia, umysł wraca do swej niedoskonałej, codziennej formy. Ciepło licznych świec zapalonych w medytacyjnej hali wreszcie zaczyna być odczuwalne. Słońce, jeszcze niewidoczne, zbliża się do linii horyzontu i szczelina między Ziemia i kosmosem zamyka się. I tylko małe dziecko, teoretycznie niczego nieświadome, chwilę kręci się w łóżeczku, jakby przeczuwając te wszystkie zdarzenia które właśnie miały miejsce.